niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 3 ,,Nie ratuj mnie, chcę tak zostać''

Witam! Na początku chciałam strasznie przeprosić za to (aż) miesięczne spóźnienie. Miałam kłopoty z internetem, a potem z komputerem i jakoś to wszytko tak mi się zawaliło. Dziękuję wszytki którzy zaczekali i są tu teraz z nadzieją, że w końcu przeczytają moje wypociny. Co do treści tego i zeszłych rozdziałów. Z tego co widziałam w komentarzach niektórzy z was nie lubią głównej bohaterki, a ja szczerze mówiąc też bym jej nie lubiła (przynajmniej na razie), ale spokojnie wszystko się wyjaśni w następnych rozdziałach. Na razie mogę tylko powiedzieć, żebyście nie myśleli, że to opowiadanie będzie takie sielankowe jak się może wydawać ;)
******
Weszłam do domu przez szklane drzwi które otworzył mi Jared. Pierwszą rzeczą którą poczułam już na samym wejściu był delikatny różany zapach, który dotarł do mojego nosa z pierwszym oddechem który wzięłam  w domu Pana Leto. Pomieszczeniem do jakiego wkroczyliśmy najpierw był hol. Naprzeciwko rozciągały się szerokie białe schody pokryte ciemnoszarym dywanem. Z prawej strony mogłam dostrzec kuchnie połączoną z jadalnią, a z lewej pierwsze zarysy salonu i drzwi do jakiegoś pomieszczenia. Wnętrze było przyjemne i czyste. Nie chodzi nawet o to, że nigdy nie można było dostrzec ani grama kurzu, ale po prostu było minimalistyczne i przestronne co dawało wrażenie bezwzględnej czystości.
-Jest już dość późno. - powiedział Jared patrząc na swój niewątpliwe drogi zegarek na ręce. - Chcesz iść spać? - zapytał, a ja już miałam przytaknąć gdy nagle odezwał się mój żołądek. Zarumieniłam się lekko i spuściłam wzrok na nogi.
-Zdradziecki narząd - pomyślałam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Byłam trochę zakłopotana i było mi głupio. Miałam nadzieję, że Leto po prostu odpuści, albo nie zauważy i każe mi iść spać, a jego pytanie było retoryczne. Jednak zapomniałam o jego doskonałym muzycznym słuchu.
-Chcesz coś zjeść? - zapytał z ciepłym uśmiechem starając się odgadnąć moje myśli.
-Odezwij się kretynko! - wrzeszczała moja podświadomość, jednak ja nie potrafiłam powiedzieć ani słowa. Czułam się głupio i dziwnie za razem, oraz chciałam zniknąć gdzieś w tym wielkim domu, żeby pójść spać, a rano wrócić do smutnej rzeczywistości życia na ulicy.
-Ahhh...-westchnął. No tak, słynny wokalista wyciąga do mnie pomocną dłoń i pozwala mi, totalnie obcej dziewczynie, nocować u niego w domu, a ja nawet nie potrafię się do niego odezwać, ale czy trudno mi się dziwić.
-Raz się żyje- pomyślałam i wydobyłam z siebie osiem słów. - Jeżeli to nie żaden problem, proszę Pana. - powiedziałam cichym głosem patrząc na swoje nogi. W tym momencie dziury w moich białych Vans'ach wydawały się być niezwykle interesujące.
-Mówiłem, żebyś mówiła mi Jared-powiedział i zaczął kierować się w stronę kuchni, a ja domyśliłam się, że mam iść za nim. Zatrzymał się dopiero przy lodówce w kuchni, po czym odwrócił się do mnie. - Usiądź sobie. - powiedział wskazując na wysokie krzesło za ,,wyspą kuchenną''. Usiadłam niepewnie i czekałam na dalszy rozwój akcji. - Co chcesz ?  -zapytał nagle. Moje zakłopotanie sięgnęło zenitu. Co ja miałam mu powiedzieć? Co ja do cholery miałam powiedzieć siedząc w kuchni Jareda Leto?!
-Cokolwiek - rzuciłam zdobywając się na nikły uśmiech.
-Mogą być kanapki ? - zapytał odwzajemniając mój uśmiech.
-Oczywiście - odpowiedziałam lakonicznie. Po chwili na blacie przede mną stała wieża z kanapek z różnymi dodatkami, a ja nie wiedziałam czy to jest ten moment w którym mam zacząć jeść.
-Smacznego! - powiedział Jared siadając koło mnie i chwytając pierwszą kanapkę która była akurat z pomidorem i szynką. Przez chwilę zastanawiałam się jak on weganin mógł jeść szynkę, ale po chwili miałam ochotę pacnąć się w głowę. To musiała być szynka sojowa. Niewiele myśląc chwyciłam za pierwszą lepszą kanapkę która okazała się być z awokado i rzodkiewką. Po jakiś trzydziestu minutach kanapki zostały zjedzone, a ja byłam aż przejedzona. Leto włożył talerze do zmywarki i odwrócił się w moją stronę opierając ręce na blacie.
-Czy go w ogóle ta sytuacja nie onieśmiela? -zadałam sobie sama pytanie.
-Teraz chcesz iść spać? - zapytał.
-Mhmm. - mruknęłam siląc się na uśmiech. Leto ruszył w stronę schodów, a ja tuż za nim niczym wierny cień. Gdy byliśmy już na górze Jared wskazał mi drzwi po lewej na przeciwko schodów. Całe pierwsze piętro składało się głównie z drzwi, które najprawdopodobniej prowadziły do różnych sypialni i pokojów gościnnych. Bez słowa ruszyłam powolnym krokiem we wskazanym kierunku.
-A i jeszcze jedno - powiedział Leto po czym wręczył mi butelkę wody mineralnej, którą trzymał w ręce - jakby chciało Ci się pić w nocy. - dodał z uśmiechem i poszedł do drzwi po prawej stronie. - Dobranoc! - rzucił jeszcze tylko przed zamknięciem swoich drzwi. Ruszyłam szybko do ,,swojego pokoju'', a to co zobaczyłam w środku zbiło mnie z tropu. Pokój miał kremowe ściany i brązową drewnianą podłogę. Po lewej stronie stało dębowe łóżko z baldachimem, a po prawej stronie szafa i toaletka. Na przeciwko drzwi było wielkie okno z widokiem na Hollywood, a po jego lewej stronie stało lustro.Sypialnia mimo iż nie w moim guście wydawała się aż zachęcać do pozostania na dłużej. Podeszłam do okna, przechodząc po drodze przez jasnobeżowy dywan. Przed moimi oczami rozpościerał się bajeczny widok ,,miliardów świateł''. Miasto Aniołów. Tych upadłych i tych wznoszących się ponad wzgórza i tak popularny napis. Ponieważ gdy weszłam zapaliłam tylko małą lampę stojącą koło drzwi musiałam się dokładnie rozejrzeć po pokoju aby znaleźć drogę do łazienki. Okazało się, że drzwi było jakieś dwa metry od łóżka. Łazienka również była przyjemna dla oka. Kremowa z białymi, drewnianymi meblami, wanną, prysznicem oraz ze wszytki potrzebnymi do umycia się kosmetykami. Niepewnie spojrzałam w lustro, a moje odbicie mnie przeraziło. Siniaki pod oczami i suche usta, a do tego na całym moim ciele zaczynały pojawiać się siniaki. Szybko zakluczyłam drzwi i umyłam się dokładnie razem z włosami po czym ubrałam się w moją pseudo piżamę którą stanowiły szare, dresowe, krótkie spodenki i trochę za duża bluzka tego samego koloru. Złożyłam swoje rzeczy i wyszłam z pomieszczenia. Po drodze zajrzałam jeszcze tylko do swojego plecaczka aby włożyć swoje ubrania i wyjąć telefon. Udałam się w kierunku łóżka i weszłam pod kołdrę która pachniała różami podobnie jak reszta tego domu. Położyłam telefon na szafce nocnej i zamknęłam oczy próbując zasnąć. Jak się okazało nie była to taka łatwa sprawa.
*****
Następnego dnia rano obudziłam się około godziny ósmej rano. W pierwszym momencie gdy otworzyłam oczy w obcym łóżku bez Jacka doznałam chwilowego zatrzymania wszystkich czynności życiowych, jednak po chwili przypomniałam sobie cały wczorajszy dzień i opadłam na poduszki zakrywając twarz dłońmi. Moje życie było jakimś skończonym bagnem! Kiedy już wyrwałam się z miejsca w którym się dusiłam psychicznie i zamieszkałam z najważniejszą osobą na świecie wszytko musiało się nagle zawalić! A teraz?! Teraz leże na łóżku w domu Jareda Leto i kompletnie nie wiem co ze sobą zrobić. Chciałam płakać i krzyczeć, ale wiedziałam, że to nic nie da. Poczuła suchość w gardle i przypomniałam sobie, że pan Leto dał mi wczoraj butelkę wody, którą chwilę później odnalazłam na stoliku nocnym. Jak się okazało przyklejona była do niej karteczka z napisem ,,Jak się obudzisz zejdź na dół, na śniadanie.'' Wcześniej musiałam nie zauważyć kartki, ale i tak zrobiło mi się miło, że przed ponownym wylądowaniem na ulicy chociaż zjem śniadanie.  Szybko się ubrałam i wykonałam ,,jakiś tam'' makijaż po czym przelotnie popatrzałam w lustro. Czarne rurki z dziurami na kolanach i zwykła krótka biała bluza oraz rozpuszczane włosy. Niby dzień jak co dzień a jednak wszytko jest zupełnie inne. Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach do kuchni.
-Dzień dobry! - przywitałam się grzecznie.
-Dzień dobry. - odpowiedział Jared stojąc przy patelni i coś smażąc. Był ubrany w białą bluzkę z dużymi wycięciami po bokach i zwykłe szare dresy. Po kilku chwilach odwrócił się z w moja stronę z uśmiechem na twarzy i talerzem placuszków posypanych malinami. Jego niebieskie oczy spoczęły na mnie, lustrują mnie od góry do dołu. Znowu poczułam się nieswojo, jak intruz. W sumie to byłam intruzem. Poczułam, że pod spojrzeniem wokalisty zaczynam się rumienić i spuściłam wzrok na dłonie. - Siadaj - polecił mi Jared odwracając się z powrotem w stronę kuchenki i biorąc do reki dwa parujące kubki, jak się później okazało z kawą. Oboje usiedliśmy, a Jared po raz kolejny życzył mi ,,smacznego''. Po chwili jedzenia odłożył widelec i wyciągnął telefon, po czym z powrotem zaczął jeść posiłek. Po chwili zrozumiałam, że będziemy tak jeść w ciszy bo on najwyraźniej pisał z kimś SMS'y, tak więc ja również wyciągnęłam mój telefon i z nudów weszłam na jakąś stronę z wiadomościami i plotkami. Jako trzeci czy czwarty temat wyskoczyło mi ,,Czy Jared Leto ma nową dziewczynę? '' . Trochę mnie to rozbawiło ponieważ śmiesznie było czytać o kimś z kim  w tej chwili je się śniadanie.
-W domu z którego za chwilę będziesz musiała wyjść na ulicę - pomyślałam. To nie tak, że chciałam tu zostać, bo to było bardzo nie komfortowe tylko ja po prostu bałam się być ,,bezdomną''. Nie myśląc dłużej kliknęłam link i po chwili resztki mojej radości wyparowały i nie zostało po nich żadnego śladu. Tam było moje zdjęcie na którym wsiadam do samochodu Jareda! Spojrzałam na krótki opis który tak właściwie można było streścić w kilku słowach takich jak ,,Jared Leto ma nowa dziewczynę''. Spojrzałam na sam dół i zobaczyłam, że jest w internecie już piętnaście artykułów ,,podobnych'' . Miałam się ochotę rozpłakać. Zamiast tego jednak po prostu trwałam w ciszy patrząc na ekran telefonu i przewidując reakcje człowieka siedzącego koło mnie. Całkowicie obcego dla mnie człowieka. Po chwili młodszy z braci Leto spojrzał na mój telefon i głośno wypuścił powietrze, po czym wziął talerz na którym praktycznie nic już nie było i walnął go z trzaskiem do zlewu. Przeszedł koło mnie, aby następnie przejść prze kuchnie i zniknąć za winklem. Siedziałam przerażona na krześle i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Stwierdziłam, że im szybciej stąd zniknę tym lepiej dla mnie. Musiałam tylko poinformować Jareda, podziękować i przeprosić. Ruszyłam w stronę gdzie przed chwilą zniknął mężczyzna i po swojej prawej stronie ujrzałam niedomknięte drzwi prowadzące do ogrodu. Jared stał przy basenie i wyraźnie poirytowany robił coś na komórce. Podeszłam do niego, a on spojrzał na mnie lekko rozzłoszczonym wzrokiem. Miałam ochotę uciec z płaczem, ale uznałam, że to byłby szczyt tchórzostwa.
-Ja chciałam podziękować, że mi pomogłeś i przeprosić za to...- powiedziałam i spuściłam wzrok, ponieważ nie mogłam wytrzymać dłużej jego przenikliwego spojrzenia.
-Nigdzie nie idziesz. - powiedział stanowczo, a ja aż się przeraziłam. Dopadły mnie złe wspomnienia  i  nie mogłam nic poradzić na to, że bałam się takich sytuacji.
-Jak to? - zapytałam marszcząc brwi i nie dając po sobie poznać, że się przestraszyłam.
-Nie możesz teraz nigdzie iść, a tym bardziej włóczyć się po ulicach.  -powiedział nerwowy i podniósł dłoń prawdopodobnie po to aby wziąć swoje włosy do tyłu, jednak ja momentalnie odskoczyłam jak oparzona. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, jednak po chwili wrócił do przeglądania komórki. - Zostajesz tutaj, aż sprawa się nie wyjaśni. -dodał suchym tonem.
-Ale...-próbowałam wyjść z tej niezręcznej sytuacji.
-To postanowione. -przerwał. - Zaraz będzie tu mój brat. - dodał po chwili, jednak ja milczałam. Było mi głupio i czułam się winna bo przeze mnie ,,wielki'' Jared miał kłopoty, ale z drugiej strony było mi przykro z niewiadomego właściwie dla mnie powodu. Westchnęłam i usiadłam na leżaku nieopodal basenu. Mój mostek nagle mnie zabolał, ponieważ leki przeciwbólowe które wzięłam rano najprawdopodobniej przestały działać. Byłam cała posiniaczona, a nadgarstki paliły mnie żywym ogniem. Dzisiaj rano przestały być zaczerwienione ale za to zaczęły wyłazić na nich siniaki. Z każdą minutą coraz trudniej mi się oddychało więc postanowiłam udać się na górę i połknąć jeszcze jedną tabletkę przeciwbólowa. Szybko wstałam i skierowałam się w stronę domu. - Gdzie idziesz?! - krzyknął za mną Jared najprawdopodobniej myśląc, że chce wyjść z jego domu pod jego nie uwagę.
-Na górę - powiedziałam cicho, ale on i tak mnie usłyszał. Weszłam do mojego pokoju i od razu połknęłam tabletkę po czym rzuciłam się z płaczem na łóżko. Wszytko szło nie po mojej myśli. Wszytko się waliło i burzyło, a ja stałam na środku tego huraganu nie wiedząc co robić. Po około piętnastu minutach postanowiłam wstać i iść do łazienki umyć twarz i pomalować się jeszcze raz, a zaraz potem zejść na dół i porozmawiać z młodszym z barci Leto pomimo całego mojego zakłopotania. Gdy schodziłam po schodach usłyszałam głos Jareda i jeszcze jakiś inny. Najprawdopodobniej  jego brata, Shannona. Weszłam akurat gdy mówił starszy z braci, a tak właściwie krzyczał.
-Jared do cholery co ty narobiłeś? Kto to jest? Jakaś dziwka? - krzyczał w złości.
-Dobrze wiesz, że ja nigdy...-zaczął Jared jednak nie dane mu  było dokończyć ponieważ zobaczył mnie w progu kuchni. Po chwili wzrok Shanona również padł na moją osobę.
-A więc to ona? - zapytał na pozór zwykłym tonem, jednak mogłam zobaczyć, że patrzy na mnie jakby starał się sobie coś przypomnieć.
-Ona ma na imię Victoria. -powiedział chłodnym głosem młodszy z barci. Zdziwiło mnie to,ponieważ zabrzmiał tak jakby chciał mnie bronić przed swoim bratem.
-Dzień dobry. - przywitałam się niepewnie, a przez moją głowę przeleciało tysiące myśli.
-Hej. - burknął Shannon.
-Ja nie chciałam..-zaczęłam się tłumaczyć jednak Jared mi przerwał.
-To nie twoja wina. - powiedział.
-Brzmicie jak para z komedii romantycznych. - wtrącił Shannon ze znudzeniem wypisanym na twarzy. - A teraz możemy porozmawiać na osobności - dodał poirytowanym głosem zupełnie mnie olewając. Postanowiłam czym prędzej się wycofać i pójść do swojego pokoju.
*****
Około godziny siedemnastej postanowiłam zejść na dół i przejść się po ogrodzie. Cały dzień siedziałam w ,,moim'' pokoju i zastanawiałam się co teraz będzie. Jared wyraźnie powiedział, że nigdzie nie idę, a ja nie zamierzałam siedzieć przez następne godziny, dni albo jakieś inne jednostki czasu , sama w pokoju. Gdy przechodziłam przez kuchnię w  kierunku drzwi na taras zobaczyłam, że młodszy z braci Leto siedzi w jadalni i przegląda coś na laptopie. Postanowiłam go zignorować i iść dalej. Gdy doszłam już do upragnionego miejsca i miałam pociągnąć za klamkę usłyszałam głos właściciela tego domu.
-Gdzie idziesz? - krzyknął.
-Przejść się - odpowiedziałam trochę ciszej. Po moich słowach nie nastąpiło jednak nic oprócz głuchej ciszy. Wyszłam więc na taras i zeszłam po schodkach do ogrodu. Postanowiłam usiąść pod altanką. Gdy już tam byłam wyjęłam telefon i z nudów zaczęłam przeglądać internet. Było jeszcze jasno, ale słońce zbliżało się już ku końcowi swojej codziennej wędrówki.  Przesiedziałam tam równe trzy godziny nim zorientowałam się, że lepiej wracać do domu bo robi się ciemno. W tym samym momencie gdy zdecydowałam się wstać, usłyszałam dźwięk robionego zdjęcia, a gdy odwróciłam się w stronę dość wysokiego ogrodzenia zobaczyłam jak ktoś z niego zeskakuje, a potem ciche ,,ała''. Szczerze myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach i mi na pewno nigdy się  nie przydarzą, jak widać - myliłam się. Szybko zeszłam z altanki i pomaszerowałam do domu. Byłam nieco zdenerwowana i było to po mnie widać. Gdy przechodziłam koło kuchni poczułam zapach sosu pomidorowego i bazylii. Niezbyt chętnie musiałam przyznać, że byłam głodna i to bardzo.
-Przyjdziesz coś zaraz zjeść? - zapytał nagle Jared.
-Ymmm...Tak, pewnie. - powiedziałam nieco zmieszana. W jego towarzystwie i w ogóle w tym domu czułam się bardzo niepewnie. Poszłam szybko na górę, aby podłączyć telefon do ładowarki. Byłam lekko smutna ponieważ skończył mi się internet,  hasła do Wi-Fi niestety nie znałam, a Pana Leto nie miałam się zamiaru pytać. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że lepiej związać włosy w kitka. Jak pomyślałam tak zrobiłam i już po chwili schodziłam na dół wiedziona pięknym zapachem czegoś zapewne pysznego. Stanęłam między jadalnią, a kuchnia niezbyt pewna gdzie dalej iść.
-Usiądź przy stole, Shannon zaraz przyjedzie. - poinstruował mnie Jared.
-Mhm. - mruknęłam i usiadłam na krześle w jadalni. Po chwili zjawił się Jared z trzema talerzami wypełnionymi Spaghetti. Trochę mnie zdziwiło, że brunet też będzie z nami jadł, bo wydawało mi się, że wyszedł z domu kilka godzin temu. W momencie w którym młodszy Leto postawił przede mną talerz z makaronem usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach, a zaraz potem Shannon siedział przy stole naprzeciwko mnie.
-Smacznego - powiedział uśmiechnięty i zaczął jeść zanim Jared usiadł na swoim miejscu. Obaj Panowie zaczęli rozmawiać o koncertach które będą grać z okazji nowego albumu, a ja jeżeli się da poczułam się jeszcze bardziej nieswojo.
-Pojutrze  jest ognisko. - powiedział do swojego brata.
-Wiem, pamiętam. Kto tak właściwie przychodzi? - odpowiedział mu Shannon.
-Cała ekipa i jeszcze kilka innych znajomych. - rzucił Jared. Spojrzałam na swój talerz i miałam ochotę nagle zwrócić wszytko co miałam w żołądku. Jutro w tym domu pojawi się pełno osób których ja nie znam, a które uważają ludzi takich jak ja za margines społeczny, a na dodatek takich którzy, albo wieżą w to co pisza gazety i fora plotkarskie albo znają prawdziwą wersję, a ja nie wiem co gorsze. Młodszy z braci chyba zauważył, że tępo wpatruje się w talerz bo szturchną mnie lekko w ramie.
-Przedstawię Cię wszystkim, jako moją przyjaciółkę także się nie stresuj. - spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
 -Dla mojego spokoju psychicznego, Jared Leto okłamie swoich przyjaciół? - zapytałam samą siebie w myślach. - Dziękuję - powiedziałam cicho, ale i tak nie miałam ochoty dłużej tu siedzieć. - To było naprawdę dobre i dziękuje za...-tu się zawahałam-...za wszytko. - dokończyłam z lekkimi rumieńcami.
-Nie no króliczku, ty się chyba za bardzo wszystkim przejmujesz - powiedział Shannon z uśmiechem. - Wyluzuj trochę bo osiwiejesz jeszcze przed Jaredem - dodał z uśmiechem.
-Daj spokój, Shan - powiedział Jared patrząc na niego lekko rozzłoszczonym wzrokiem. - Chcesz już iść? - zwrócił się się tym razem do mnie.
-Yhm.
-To dobranoc. - powiedział z uśmiechem.
-Dobranoc. - odpowiedziałam, a gdy już wchodziłam po schodach usłyszałam głośne i wesołe ,,dobranoc'' od Shannona i mimowolnie się uśmiechnęłam. Shannon był przeciwieństwem swojego młodszego barta. Miał bardzo duże i szeroko pojęte poczucie humoru i potrafił rozładować każde napięcie, a Jared był taki jak go wszystkie media opisywały. Był perfekcjonistą w każdym tego słowa znaczeniu, a na dodatek był skryty, tajemniczy i nad wyraz poważny. To nie tak, że on nie miał poczucia humoru. Po prostu pojawiało się ono rzadko i było dość specyficzne. Pchnęłam drzwi od mojej tymczasowej sypialni i weszłam do środka. Szybko poszłam do łazienki wziąć prysznic, aby jak najszybciej móc iść spać. Gdy skierowałam się w stronę łóżka nagle zauważyłam, że ktoś jest w ogrodzie. Po ciemku podeszłam do okna i zaczęłam przyglądać się owej postaci. Był to Jared siedzący na jednym z leżaków rozmawiając przez telefon. Podczas rozmowy co chwila się uśmiechał i patrzył w jeden, tylko sobie znany, punkt. Zaczęło mnie zastanawiać z kim rozmawia.
-Może ze swoją dziewczyną? - spytałam sama siebie i nagle dziwne myśli przebiegły jak stado koni przez moją głowę - Jak ona zareagowała gdy zobaczyła ,,te'' zdjęcia w internecie? Czy była zła? Czy Jared musiał się tłumaczyć? Czy ktoś jeszcze zna prawdę? - w tamtej chwili poczułam strach i wyrzuty sumienia jednak po chwili skarciłam samą siebie. - Nawet nie wiesz czy on ma dziewczynę, a tym bardziej z kim rozmawia. - pomyślałam i jeszcze raz spojrzałam w dół. W tej samej chwili Jared spojrzał prosto na mnie jednak nie mógł mnie widzieć, bo przecież w pokoju było ciemno, tak więc najprawdopodobniej patrzał na moje okno  i uśmiechał się  jak głupi. Postanowiłam, że pora iść spać, bo zaczyna mi odbijać i tak też zrobiłam.
*****
Następnego dnia obudziłam się około godziny piątej i było pewne, że już nie zasnę. Całą noc dręczyły mnie koszmary i czarne wizje tego co będzie dalej. Szybko wstałam i poszłam wziąć orzeźwiający prysznic, który i tak niewiele pomógł. Gdy wyszłam z łazienki i usiadłam przed toaletką myślałam, że się przeżegnam. Moje oczy były całe opuchnięte, a sińce pod oczami przybrały kolor ciemnej śliwki. Szybko się pomalowałam i poszłam wyjąć ubrania z komody. Wybrałam jeansy w odcieniu ciemnego granatu i  czarny, lekko przyduży, luźny sweter. Skierowałam się w kierunku kuchni aby nalać sobie szklankę soku i zrobić kanapkę. Nie chciałam obudzić Jareda więc na palcach zeskakiwałam ze schodka na schodek. Gdy miałam już wchodzić do kuchni w mojej głowie zaczęły rodzić się pewne wątpliwości. - Czy niebieskooki nie będzie miał nic przeciwko temu, że otwieram jego lodówkę bez pytania, a na dodatek łażę po jego domu o piątej nad ranem? - szybko jednak odrzuciłam od siebie te wątpliwości gdyż nie robiłam przecież nic złego. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam Jareda siedzącego w kuchni z kawą i przeglądającego coś na laptopie.
-Ymmm...Dzień dobry.- przywitałam się dość niepewnie.
-Oooo! Cześć. - powiedział z nieco zdziwioną miną. - Nie spodziewałam się Ciebie tu tak wcześnie. -Obudziłem Cię? - dodał po chwili.
-Nie, nie. - zaprzeczyłam uśmiechając się. - Nie mogłam spać. - dodałam.
-Czemu? Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
-Poza tym, że mój chłopak wyrzucił mnie na ulicę, a teraz pomieszkuje u jednej z najpopularniejszych gwiazd Hollywood, a na dodatek kompletnie nie wiem co przyniesie jutro, to nic. - pomyślałam, a te słowa aż cisnęły mi się na usta. - Nie, czasami tak po prostu mam.
-Mhm. - mruknął niezbyt przekonany. - Chcesz kawy? - zapytał.
-Jeżeli to nie problem...
-Nie Victorio, to nie jest problem - westchnął - I uprzedzając pytanie które właśnie rodzi się w twojej głowie ty też nie jesteś żadnym problemem. - powiedział już nieco ostrzej, a ja aż znieruchomiałam na jego słowa. Czy on czytał mi w myślach? - Jesteś tu  bo ja tak chce i nie jesteś ani problemem, ani udręką, bo gdyby tak było to dawno już wylądowałabyś z powrotem na tamtej ulicy.  -dodał już nieco spokojniej. - Z mlekiem czy bez? - odezwał się po chwili czym już całkowicie zbił mnie z tropu.
-Z mlekiem. - powiedziałam patrząc się w jakiś blisko nieokreślony punkt na ścianie.Cały czas nie mogłam przestać myśleć o Shannonie. Nie wiem skąd ale byłam pewna, że gdzieś już go widziałam.
*****
-Wychodzę! - krzyknął Jared gdy siedziałam w kuchni popijając herbatę. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem gdy zakładał buty i brał kluczyki z półki na korytarzu. Czy on zamierzał zostawić mnie tu samą? Zamierzał zostawić obcą osobę, samą w jego domu? Nie bał się, że zwieje, czy coś? - Wrócę za kilka godzin!- dodał przechodząc przez drzwi po czym zamknął je z hukiem. Siedziałam tak wpatrując się w przestrzeń, aż nie stwierdziłam, że mój siniak na mostku daje o sobie znać. Poszłam do góry i wyjęłam z mojego plecaczka pudełko z tabletkami przeciwbólowymi. Otworzyłam je i jakie było moje zdziwienie gdy się okazało, że jest puste. Wyjęłam mój ostatni dziesięciodolarowy banknot z małej kieszonki i zeszłam z powrotem na dół. Musiałam wyjść na zewnątrz, łamiąc tym samym zasadę Leto pod tytułem ,,nigdzie nie idziesz'' i znaleźć jakąś aptekę w pobliżu. Niestety, drzwi były zamknięte, WSZYSTKIE DRZWI były zamknięte. Zrezygnowana i pozbawiona jakiejkolwiek drogi ucieczki udałam się na zwiedzanie domu. Zamiast skręcić na prawo do kuchni i jadalni, udałam się na lewo znajdując tym samym  przestronny salon . Na ścianie znajdował się wielki telewizor, a na środku stała szaro - czarna kanapa. Wszędzie wisiały rożne nagrody i dyplomy, a na półce koło telewizora zauważyłam całą kolekcje filmów. Od ,,Harre'go Potter'a'', przez ,,Tytanic'a'' do ,,Lśnienia''. W rogu stał też wielki fortepian, a pomiędzy telewizorem, a kanapą leżał czarny, puszysty, wyglądający na mięciutki, duży dywan. Na przeciwnej ścianie, zauważyłam dwie pary drzwi. Podeszłam do jednej z nich i szarpnęłam za klamkę jednak ta ani drgnęła, zrezygnowana podeszłam do drugich, ale sytuacja znowu się powtórzyła. Gdy szłam w stronę kuchni aby zrobić sobie zielonej herbaty zaczęło mi się strasznie kręcić w głowie, a siniak na mostu palił mnie żywym ogniem. Chwyciłam kubek w którym zamierzałam zaparzyć sobie napój i wrzuciłam do niego saszetkę z herbatą, po czym zalałam wrzątkiem i skierowałam się w stronę wyspy kuchennej. Nagle straciłam równowagę i jakby w zwolnionym tempie, nie mogąc ruszać, żadną z kończyn, ani krzyczeć zaczęłam spadać dół. Ostatnią rzeczą jaką usłyszałam był dźwięk tłuczonego szkła, a potem nastała ciemność.
*****
,, To już było, codziennie wieczorem,
składam ręce i proszę, już nigdy więcej.
Już nigdy więcej.
Spadam w przepaść,
nie mogąc się złapać krawędzi i na powierzchnię,
ostrożnie wdrapać.
Nigdy nie pamiętać o tych najgorszych,
od których kropel deszczu oczu bolących.
Nie opierać się otwartemu sercu,
które podepczesz gdzieś,
zawzięcie dążąc o celu.
Przecieram oczy, tak tu ciemno.
Nie wiem czy słyszysz te słowa Boże.
Milczę, chciałabym prosić o coś jeszcze,
zastanawiam się czy mogę i czy cokolwiek się spełni.
Wtedy pomyślę słyszałeś, nareszcie.
Jeszcze raz składam dłonie , teraz o najbliższych,
miej ich w opiece Dobry Boże.
Patrzę w ciemność.
Za tych wszystkich co cierpią, nie mogąc znaleźć sensu.
Życia niech szukają we własnym wnętrzu.
Wszytko, zamykam się w sobie chcąc zasnąć,
ale coś mi nie pozwala, te myśli z których człowiek się nie łatwo wyzwala.
Cisza, czasami kiedy czuję się samotna,
modlę się do Ciebie i nie czuję się już taka najgorsza. ''
*****
- Victoria! Victoria obudź się! - słyszałam słowa powracające jak natrętna mucha. Uchyliłam lekko oczy, ale światło mnie poraziło więc od razu je zamknęłam. Druga próba okazała się być bardziej trafna, więc już po chwili zobaczyłam twarz nachylającego się nade mną Jareda. Wzięłam głębszy oddech, ale prawie od razu tego pożałowałam. Ból rozprzestrzenił się po całej mojej klatce piersiowej powodując stłumiony jęk i zwinięcie się w kłębek, co z kolei spowodowało kolejne fale bólu i łzy w oczach. - Ej Victoria co Ci jest?- zapytał spokojnie, jednak ja nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Spojrzał na miejsce gdzie moje ręce się krzyżowały i delikatnie przesunął mnie tak abym leżała na plecach, po czym chwycił moje dłonie które kurczowo zaciskałam na mostku i  odsunął je na boki. Z moich oczu poleciała jedna łza, ja zacisnęłam zęby, i próbowałam się nie ruszać, aby nie sprawiać sobie samej więcej bólu. Podwinął mój sweter tak aby widzieć żebra i ich okolice, a kiedy jego wzrok spoczął na moim mostku usłyszałam tylko ciche ,,O Boże '', a chwilę później Jared wyjął telefon dzwoniąc, najprawdopodobniej, do szpitala, jednak ja nie mogłam nic usłyszeć, bo zwinęłam się z powrotem i zaczęłam cicho płakać. Ból był straszny. Przeszywał całe moje ciało i nie pozwalał brać spokojnych oddechów. Nagle poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce, co spowodowało trochę niepotrzebnego bólu i wchodzi po schodach na górę. Po chwili do moich nozdrzy dotarł zapach który tak dobrze znałam i przez ostatnie dni zdążyłam polubić. Zapach pościeli w moim pokoju. Jared odłożył mnie na miękkie łóżko i usiadł na brzegu, głaszcząc mnie po ramieniu i uspokajając. - Cicho, nie płacz już. Za chwilę będzie lekarz i da Ci tabletki przeciwbólowe, no cichutko...- nie wiem czemu, ale jego słowa jakoś dziwnie mnie uspokajały i zagłuszały ból. Było w nich tyle ciepła i dobroci, że miałam ochotę go przytulić.
-O czym ty myślisz Victoria! - zganiłam samą siebie w myślach,a w tym samym momencie moich uszu dobiegł dzwonek do drzwi.
-Pójdę otworzyć. - powiedział młodszy z braci Leto, a ja mogłam tylko usłyszeć jak szybko zbiega po schodach. Gdy lekarz już dokładnie mnie obejrzał poprosił Jareda na ,,słówko'' po czym wyszli a mojego pokoju, jednak ja i tak słyszałam ich stłumione głosy.
-Na szczęście nie ma bardzo niebezpiecznych obrażeń. Jedno żebro jest lekko pęknięte, ale poza tym nic nie wskazuje na coś poważniejszego. Nie musi jechać do szpitala. - po tych słowach zupełnie się wyłączyłam. Kilka minut wcześniej podano mi leki przeciw bólowe i chyba usypiające bo poczułam jak moje ciało ogarnia upragniony sen.
*****
Następny rozdział ukaże się 01.12.15.

czwartek, 1 października 2015

Rozdział 2 ,,To takie nierozsądne''

Witam! Miło mi, że zdecydowałeś/aś wpaść tu ponownie i przeczytać drugi rozdział mojego opowiadania. Na wstępie powiem jedynie, że rozdział jest dość krótki ale nadrobię to ponieważ następny pojawi się trochę szybciej niż powinien (15 października). Miłego czytania!
*****

,,Nie zawsze to co będzie Ci się wydawało odpowiednie zaprowadzi Cię tam gdzie w gruncie rzeczy chcesz się znaleźć''
Spojrzałam na blok na przeciwko miejsca w którym usiadłam. Była godzina dwudziesta pierwsza, a mi było tak cholernie zimno, że nawet wolę tego nie wspominać. Padał deszcz, a pogoda z zeszłego dnia stała się wspomnieniem, tak samo jak światło się nim moje zeszłe życie. Miałam dziesięć dolarów  w kieszeni, jeansowy plecaczek z ubraniami oraz starego jak świat iPhone'a. Rozejrzałam się dookoła. Ulica zdawała się był pusta jedynie sklep jakieś sto metrów ode mnie świecił jasnym, zimnym, ledowym światłem. Podkuliłam nogi pod siebie i wbrew własnej woli zaczęłam płakać.
-Było tego nie robić. - szepnęła mi moja podświadomość, a ja nie potrafiłam jej zignorować. - Przecież nic złego nie zrobiłam. - szepnęłam sama do siebie. W gruncie rzeczy tak właśnie było. Nie zrobiłam niczego na tyle strasznego i poniżającego, żeby Jack wyrzucał mnie z domu. - Jasne, że zrobiłaś coś złego, kretynko. - ponownie szepnęłam do siebie, ponieważ uznałam, że  próby okłamywania samej siebie są żałosne. Byłam dziwką. Może nie w tym dokładnym i ukierunkowanym sensie o którym od razu każdy pomyśli, jednak dzięki temu wszystkiemu co zrobiłam i co teraz zrobił Jack, tak właśnie się czułam. Włożyłam głowę pomiędzy swoje kolana i jeszcze raz zapłakałam. Miałam ochotę wrzeszczeć i kopać, jednak cały gniew zostawiłam w środku. Byłam bezsilna i miałam na sobie wyrok śmierci.
-Może umrę jeszcze tej nocy zasztyletowana przez jakiegoś mężczyznę w czarnej kominiarce, a może pożyję jeszcze kilka miesięcy jako ,,pani do towarzystwa'' a jakimś obskurnym burdelu, do którego ktoś mnie porwie. -pomyślałam gorzko.Tak czy inaczej w tym momencie wszytko było mi obojętne.  W pewnej chwili ktoś dotknął mojego lewego ramienia na co, aż podskoczyłam gotowa do ucieczki i krzyczenia na całą ulicę, jednak owy ,,ktoś'' skutecznie mnie od tego powstrzymał mówiąc spokojne i krótkie ,,cśśś''.Do tej pory nie wiem czemu to mnie uspokoiło.  Spojrzałam na osobnika który przed chwilą o mało co nie przyprawił mnie o zawał serca. Był to szczupły aczkolwiek wysportowany, trochę ode mnie wyższy mężczyzna. Miał na sobie czarne rurki i rozpiętą skórzaną kurtkę z pod której widać było bluzkę z dziwnym znaczkiem, coś jak trójkąt tylko przedzielone na pół.
-Czego Pan ode mnie chce ? - zapytałam niezbyt grzecznie i zrobiłam dwa kroki w tył, tak na ,,wszelki wypadek'' . W odpowiedzi zobaczyłam tylko uśmiech na twarzy nieznajomego. Na pewno dopiero teraz zauważył jak byłam ubrana. Pewnie gdybym sama siebie zobaczyła też bym się roześmiała. Jeans'owe krótkie spodenki z wysokim stanem oraz biały croop-top a do tego białe vansy i tylko białe Vansy. - Odpowie mi Pan? - zapytałam denerwując się jeszcze bardziej. Nagle facet zrobił dwa kroki w przód tak, że teraz jego twarz oświetlała latarnia. Miałam ochotę przetrzeć oczy ze zdziwienia. Nie wiedziałam czy ja zwariowałam czy to może mi się śni, ale przede mną stał Jared Leto i lustrował mnie wzrokiem. Średniej długości brąz włosy z jasnymi końcówkami okalały jego twarz, a niebieskie jak ocean oczy wpatrywały się w moje drżące dłonie.
-Jak masz na imię? - zapytał. - Bo ja chyba nie muszę się przedstawiać. - dodał z uśmiechem.
-Cóż za pewność siebie - mruknęłam pod nosem, ale podejrzewam, że on i tak to usłyszał. Po chwili jednak dodałam. - Victoria. Victoria Catherine Moore. - ostanie słowa powiedziałam już pewnym głosem. Znałam młodszego z braci Leto zaledwie od kilku sekund, a już zdążyłam go znienawidzić do końca. Tak, dobrze słyszycie. Wcześniej też go nie lubiłam, głównie przez to, że ostatnio we wszystkich gazetach piszą o ich nowym albumie, a ja naprawdę nie rozumiem jego fenomenu! Mogłabym powiedzieć, że ewentualnie dwie, może trzy piosenki są ,,spoko'', a reszta jak na mój gust jest albo ,,do zniesienia'' albo ,,wyłącz to radio bo moje uszy protestują''. Nie wiem czemu, ale denerwowało mnie to zachwycanie się ich płytą do tego stopnia, że aż ich samych znielubiłam, poza tym ogólnie drażnili mnie sławni, zadufani w sobie ludzie.
-Nie chciałem żebyś to tak odebrała, po prostu widać było, że mnie poznałaś. - uśmiechną się w ten sam sposób co kilka minut temu.
-Tak czy inaczej było to z Pana strony, Panie Leto,  niegrzeczne. - powiedziałam zimnym tonem, na co on zaśmiał sie szczerym śmiechem.
-Proszę mówi mi Jared. - powiedział gdy skończył się śmiać.
-Wydaje mi się, że nie jesteśmy jeszcze na tym etapie znajomości. - mówiłam tym samym zimnym i obojętnym tonem. Czy tylko mi ta rozmowa wydawała się absurdalna? W ogóle czego on ode mnie chciał? - Mógłby mi Pan powiedzieć w końcu o co chodzi? - zapytałam zniecierpliwiona. Czy ja nie mogę nawet popłakać w samotności? Byłam zła, smutna, rozdrażniona i było mi zimno.
-Swoją drogą to tez nie jest zbyt uprzejme pytanie. - powiedział całkowicie ignorując sens tego właśnie pytania. - Jednak skoro nalegasz to Ci powiem. Chciałem zapytać co o tej porze robi tak młoda dziewczyna sama w takim miejscu.Tu nie jest zbyt bezpiecznie - ostatnie słowa powiedział przyciszonym głosem.
-Nie widać? Siedzę i zastanawiam się nad życiem. - odpowiedziałam sucho.
-Myślę, że lepszym wyjściem byłoby porozmyślanie nad nim w domu. - powiedział z uśmiechem. Na samą myśl o Jacku i o ,,domu'' zachciało mi się płakać. Czułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami jednak za wszelką cenę starałam się nie pozwolić im popłynąć.
-Oczywiście - powiedziałam z nutką kpiny - Bo ty masz dom. - dodałam nie mogąc powstrzymać jednej łzy która samotnie spłynęła po moim policzku, jednak ja szybko ja otarłam wierzchem ręki. ,,Pan Jared'' chyba zauważył co się dzieje bo powiedział już nieco poważniejszym głosem.
-Nie wyglądasz na bezdomną.
-Bo jestem nią od dzisiaj rano.  - odparłam patrząc się na swoje dłonie.
-Uciekłaś? - zapytał marszcząc brwi.
-Chłopak mnie wyrzucił. - powiedziałam. Nie wiem dlaczego mu się w tedy z tego zwierzyłam, ale poczułam się trochę lepiej i to chyba najważniejsze. - Pokłóciliśmy się i jakoś tak wyszło. - dodałam, a między nami zapadła niezręczna cisza. - Także ja już chyba pójdę i dziękuję za troskę. - powiedziałam łamiącym się od płaczu głosem. Co z tego, że to on tu przyszedł i to ja tu siedziałam. Poczułam, że taktownie było aby jedna ze stron już poszła a, że on się na to nie zbierał to ja postanowiłam ruszyć przed siebie. Los jednak postanowił zakpić sobie z moich planów, bo po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i odwraca przodem do siebie. Automatycznie wyrwałam rękę i odskoczyłam przypominając sobie zdarzenia z dzisiejszego poranka. Młodszy z barci Leto chyba tego nie zauważy, bo od razu zaczął coś mówić.
-Prześpij tą noc u mnie w domu. - wyrzucił z lekkim uśmiechem. Jego chyba ta sytuacja bawiła, ale mnie zdecydowanie nie było do śmiechu.
-Słucham? - zapytałam głupio. Musiałam się przesłyszeć. Czy jeden z najpopularniejszych gwiazd rocka właśnie zaproponował mi nocleg u siebie w w domu i czy to nie było trochę dwuznaczne?
-Czy nie chciałabyś przespać tej nocy u mnie w domu? - zapytał łagodnym tonem, a jego oczy spojrzały prosto w moje. Nie wiem dlaczego, ale przez moje ciało przeszedł wtedy jakiś dreszcz. Nie mogłam zaprzeczyć, że Jared ma piękne oczy. Duże, niebieskie, głębokie, a zarazem nie ukazujące emocji. Rozejrzałam się dokoła, a potem spojrzałam już wprost na niego. Czego on tak właściwie chciał? Odkąd gwiazdy Hollywood proponują nocleg bezdomnym? Czy tylko mi się wydawało, że jego propozycja ma drugie dno? Pewien podtekst, o którym wolałam nie myśleć.
- A kto by Ciebie chciał?- pomyślałam z kipnął. Jack nie raz w kłótni mi powiedział, że mam szczęście będąc z nim bo nawet ślepy by nie... A zresztą czy to takie ważne? -Ja, nie...-zaczęłam się jąkać. Nie wiedziałam co powiedzieć. Miałam do wyboru to, albo nocowanie na ławce w jakiejś niebezpiecznej dzielnicy. Nie wiem w ogóle czemu on mi to proponował. - Ja nie...-jednak nie dane mi było dokończyć bo po chwili brąz włosy mężczyzna mi przerwał.
-Nie bój się, nic Ci nie zrobię. - powiedział spokojnym tonem. Spojrzałam na niego niepewnie i lekko pokiwałam głową. Skoro tak mówi. Pewnie myślicie, ę byłam naiwna, ale ja po prostu byłam zagubiona i się bałam, cholernie się bałam.
-,,Raz się żyje'' - pomyślałam i spuściłam wzrok. Pomimo jego zapewnień i tak nie byłam pewna jego zamiarów, jednak wydawało mi się to rozsądniejsze niż nocowanie na ulicy.
-Chodź zaprowadzę Cię do samochodu. - powiedział i wskazał ruchem ręki abym poszła za nim. Przeszliśmy kawałek, do końca ulicy i tuż za zakrętem zobaczyłam czarnego Mercedesa klasy ,,S''. Jared jak gdyby nigdy nic otworzył mi przednie drzwi od strony pasażera i zaprosił mnie do środka. Niepewnie wsiadłam do niewątpliwie drogiego samochodu w którym nie czułam się zbyt swojo i położyłam mój plecaczek tuż przy nogach. Po chwili Jared usiadł za kierownicą i ruszył w stronę chyba najpopularniejszej dzielnicy w LA. Hollywood.
-Czemu właściwie to robisz? - zapytałam się nagle, nie do końca świadoma swoich słów. Zaczęłam nerwowo wystukiwać jakiś rytm palcami na swoim udzie.
-Bo lubię pomagać ludziom. - odpowiedział lakonicznie. Nie zdziwcie się na to co teraz napiszę, ale prychnęłam na te słowa. Brzmiały one jak wyjęte z jakiegoś taniego czasopisma modowego w których gwiazdki starają się zwrócić na siebie uwagę poprzez mówienie właśnie czegoś takiego.-Co Cię tak śmieszy?- zapytał marszcząc brwi.
-Nic, tylko ...To nie może być takie proste. - powiedziałam cicho.
-Może i jest. - uciął i włączył radio. Przez chwilę zastygłam w obawie, że może być jednym z tych artystów którzy słuchają własnych płyt w samochodzie, ale po chwili odetchnęłam z ulgą kiedy poleciały pierwsze słowa piosenki ,, Civil War'' Guns N' Roses . Młodszy Leto cicho nucił słowa piosenki i byłam prawie pewna, że ją lubi. Tak samo jak ja. Czy nie byłoby dziwnie gdybyśmy mieli ten sam gust muzyczny? Przecież to nie było możliwe. Gdyby tak było, to na pewno podobałaby mi się jego płyta, ich płyta.
-O czym ja myślę? - szepnęłam, przecież jedna piosenka nie jest dowodem na to, że lubimy to samo.
-Też się zastanawiam. - powiedział nagle Jared. Może mi się wydawało, a może to byłą rzeczywistość ale on chyba starał się rozładować napięcie między nami. Pominą chyba jednak jedną ważną rzecz. Okoliczności w jakich wsiadłam do tego samochodu.
 *****
-Już jesteśmy? - zapytałam gdy samochód stanął na podjeździe przed wielkim nowoczesnym domem. Rozejrzałam się dookoła i muszę przyznać, że aż się uśmiechnęłam. Na około domu był ogródek. Nie było w nim jakiejś specjalnej ilości roślin. Jedynie kilka drzew i altanka na samym środku po prawej. Była dość duża i cała biała tak samo jak dom, tylko z tym przeciwieństwem, że dom miał czarny dach.
-Tak już jesteśmy. - powiedział po czym wysiadł z samochodu, a ja nie myśląc za wiele zrobiłam to samo. W drodze do wielkich szklanych drzwi, najprawdopodobniej wejściowych, próbowałam rozejrzeć się, aby dostrzec szczegóły ogrodu jednak dwie latarnie zdawały się być zbyt małym źródłem światła aby cokolwiek dostrzec. Jared otworzył przede mną drzwi, a światło od razu się zapaliło.
*****
Następny rozdział ukaże się : 15 Października 2015r.

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 1 ,,Przechodząc przez falę rozmyślań''

Cześć! Na początku chciałam Ci podziękować za to, że odwiedziłeś/aś mój blog. Z całego serca dziękuje wszystkim, zarówno tym którzy czekają ponad miesiąc jak i tym którzy są tu na przykład od dwóch dni. Gdy przeczytasz ten wstęp Twoim oczom ukaże się pierwszy rozdział mojego autorskiego opowiadania ściśle powiązanego z tematyką mojego ,,ukochanego'' zespołu 30 Seconds To Mars. Opowiadanie zdecydowałam się pisać z dwóch podstawowych powodów :
- Chciałam rozwijać swoje umiejętności pisarskie,
-Pragnęłam pokazać Ci wizje tego co działo i układało się w mojej głowie od dłuższego czasu,
Historia ta zaczyna się od, niektórym nie zbyt łatwego do zrozumienia, prologu którego przekaz(jak się zresztą później dowiesz) ma związek z końcówką tego opowiadania. Wszystkie rozdziały będą prowadzić do tej właśnie refleksji głównej narratorki,Victorii. Tak jak już wspomniałam wcześniej poniżej znajduje się pierwszy rozdział. Na razie nie występują w nim wszyscy bohaterowie, ale na to nie będziecie musieli długo czekać. Mam nadzieję, że wam się spodoba!
Ps. SKOMENTUJ! To bardzo mobilizuje do działania!
*****
Samolotem lecieliśmy już jakieś półtorej godziny. Pomimo pięknego widoku chmur zza okna i spokojnego oddechu mojego chłopaka, mój żołądek cały czas był związany w ciasny supeł. Od dziecka bałam się latać i przysięgałam, że nigdy nie polecę.
-Warto. - powiedziałam cichutko sama do siebie. Jakbym jeszcze miała jakiś odwrót! Po wejściu do samolotu myślałam, że wybiegnę z płaczem niczym malutka dziewczynka i dostanę ataku histerii. Jedyny powód dla którego zostałam w środku śmiercionośnej maszyny to moje marzenia, a właściwie nasze marzenia. Razem z Jack'iem od 3 miesięcy planowaliśmy wyjazd do Los Angeles. Cały pomysł zrodził się gdy umarła babcia mojego ukochanego zostawiając mu w spadku swoje mieszkanie w Mieście Aniołów. To był mały promyczek radości w wielkiej żałobie. Jack postanowił, że wyjedziemy po moich ostatnich w życiu egzaminach. Czy tylko mi taki wyjazd wydawał się spełnieniem najskrytszych marzeń i pragnień. Był on również potwierdzeniem iż razem stanowimy coś poważnego i trwałego. W Los Angeles mieliśmy być za dwie godziny. - Dwie godziny tortur psychicznych przeplatanych nagłymi palpitacjami serca - szepnęłam sama do siebie opierając głowę o szybę. W pewnym momencie wlecieliśmy w chmurę, a ja aż podskoczyłam. Obróciłam się w stronę śpiącego bruneta, jednak nie znalazłam tam żadnej pomocy, a tym bardziej jakiegokolwiek wsparcia psychicznego. - Uspokój się Victoria - mówiłam sama do siebie.- Włącz sobie muzykę i się odpręż. - ku mojemu nieszczęściu powiedziałam to na tyle głośno, że Pani dwa fotele ode mnie spojrzała się na mnie pytającym wzrokiem. Zarumieniałam się i włożyłam słuchawki do uszu. Wybrałam pierwszą lepsza piosenkę i oparłam się wygodnie. Spokojna muzyka powoli wyciszała mój umysł i koiła nadszarpane nerwy. Chciałam z kimś porozmawiać, poczuć czyjąś bliskość, ale niestety mój partner spał. Swoje smutne spojrzenie skierowałam gdzieś w dal i zatraciłam się bez reszty w krainie rozmyślań.
***
Na miejsce dolecieliśmy bez żadnych opóźnień czy problemów. Lekko jeszcze zaspany Jack razem z naszymi walizkami podążał do wyjścia, a ja snułam się tuż za nim jak cień. Gdy wychodziliśmy, ostatni raz zerknęłam przez ramię na wielkie pomieszczenie. Tak duże przestrzenie zawsze mnie przytłaczały. Ukazywały mi jak bardzo jestem mała, krucha i nie ważna dla całego świata. Brunet otworzył mi drzwi od taksówki i przepuścił mnie po czym pospiesznie usiadł koło mnie. Taksówkarz jakby od niechcenia ruszył w podanym przez nas kierunku. W LA było bardzo ciepło. Termometr pokazywał, aż na 31 stopni. Mój chłopak kochał upały, a ja wręcz przeciwnie. Jakby tak na to spojrzeć to dzieliło nas wiele rzeczy. On kochał Fast Food, a mi chciało się wymiotować na myśl o tłustym BigMac'u. On kochał chodzić na głośne imprezy z dużą ilością osób i  alkoholu, a ja wolałam kolację przy świecach z lampką wina. On kochał boks i football, a ja wolałam balet albo lekkoatletykę. Jednak mimo tych wszystkich różnic i sporów i tak byliśmy razem tworząc szczęśliwy związek. Przynajmniej wtedy mi się tak wydawało. Może dla tego, że nie wiedziałam czym jest prawdziwe szczęście. Gdy dojechaliśmy na miejsce Jack wysiadł pierwszy i przytrzymał mi drzwi ,,niczym prawdziwy gentleman''. Nawet nie wiem dlaczego w mojej podświadomości zabrzmiało to ironicznie. Staliśmy przed średniej klasy wieżowcem. Miał około dwudziestu pięter. Nie będę zaprzeczać iż mieszkanie w tak wysokim budynku , w dodatku na piętnastym pietrze, napawało mnie radością, jednak poczułam delikatne uczucie tęsknoty za moim dwu poziomowym domkiem z ogrodem w którym bawiłam się jako małe dziecko. Te i inne myśli krążyły po mojej głowie, prześcigając się i wprawiając mnie w wahania nastrojów.
-I jak Ci się podoba? - szepną mi na ucho brunet.
-Jest...-tu na chwilę się zacięłam nie wiedząc co mam powiedzieć. W sumie nie pasowało by tu słowo piękny czy też wspaniały. - ...zjawiskowy. - powiedziałam pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Zaczekaj, aż wejdziesz do środka- mówiąc to mój partner wyraźnie się rozpromienił. - Na pewno Ci się spodoba - dodał gdy już weszliśmy do budynku. Był dość nowoczesny i bardzo minimalistyczny. Hol wejściowy jak i klatka schodowa było utrzymane w odcieniach szarości. Jack podszedł do windy i nacisną przycisk ze strzałką skierowaną do góry. Po chwili winda była już na parterze, a my wsiadaliśmy do środka. Brunet kolejny raz nacisnął przycisk, tym razem jednak z pogrubianą liczbą piętnaście. Na nasze piętro dojechaliśmy zdumiewająco szybko. Rozejrzałam się dookoła, było tu sześć par drzwi i wszystkie w tym samym ciemno-brązowym kolorze. Jack poprowadził mnie do tych trzecich z prawej po czym przekręcił zamek. Moim oczom ukazało się małe mieszkanko w brązowo-brzoskwiniowo-kremowych kolorach. Było bardzo przytulne, ale niestety nie w moim guście. Ja lubiłam nowoczesność i kontrasty. Biały z czarnym i żółtymi dodatkami, albo czerwony z białym i szarymi dodatkami. Lubiłam przejrzystość w pomieszczeniach. Duże okna i mało dodatków. Byłam minimalistką. To mieszkanie natomiast było całkowitym przeciwieństwem tego co kochałam. Najgorsze w tej sytuacji było to, że myślałam, że mój partner wie co mi się podoba. Nic bardziej mylnego. Dlatego teraz stał w progu i czekał, aż wydam z siebie pisk radości i euforii.
-Jest bardzo przytulne. - powiedziałam nieco przygaszona. Nie chciałam sprawiać mu przykrości jednak myślałam, że mówiąc ,,Przerobiłem to mieszkanie tak, że nie będziesz chciała z niego wychodzić'' ma na myśli spełnienie moich marzeń co do tego wnętrza, a nie pójście w ,,klasykę''. Przez jego twarz przeszedł cień smutku jednak nie dał po sobie tego poznać.
-Chcesz zobaczyć resztę? - zapytał z nadzieją.
-Tak pewnie. - odparłam z nieco naciąganym uśmiechem. Jack poprowadził mnie przez salon połączony z kuchnią do drzwi na samym końcu po prawej stronie. Weszliśmy do środka. Jak się okazało następnym pomieszczeniem które przyszło mi oglądać była sypialnia. Była dość mała. Po prawej stronie stało łóżko zajmujące większość powierzchni, a po jego obydwu stronach stały średniej wielkości stoliki nocne. Naprzeciwko łóżka znajdowała się wielka, zajmująca całą ścianę szafa z lustrzanymi rozsuwanymi drzwiami. Cały pokój utrzymany był w tonacji  beżu, a gdzieniegdzie można było znaleźć brązowe dodatki.
-Wow! - postanowiłam udawać zachwyt. Kochałam Jacka i wiedziałam, że się starał. Nie chciałam tego olewać i sprawiać mu przykrości ignorując jego pracę i narzekając. - Jest na prawdę piękna. - dodałam.
-Wiedziałem, że Ci się spodoba. - uśmiechną się, jakby co najmniej miano mu wręczyć złoty medal tylko nie wiem za co. Nie wiem też skąd we mnie było tyle ironii i jadu. Czy nie powinnam  cieszyć się z nowego mieszkania?  - Chodź teraz zobaczyć łazienkę. - uśmiechnął się jeszcze bardziej. Jak się chwilę potem okazało ,,łazienka'' była jedną wielką porażką i nie chodzi tu wcale o wielkość która rzeczywiście nie powalała. Była w kolorze pomarańczowym! Ja nienawidziłam pomarańczowego! Jak on mógł o tym nie wiedzieć? Tym razem nie potrafiłam nawet udawać zadowolenia, stwierdziłam też, że nie mogę powiedzieć mu prosto w twarz ,,Nie podoba mi się! Nienawidzę pomarańczowego!'' . Tak więc zdobyłam się na krótkie ,,spoko''. Brunet chyba zauważył, że coś jest nie tak bo od razu się o to zapytał. - Coś jest nie tak? Nie podoba Ci się?
-Nie, jest naprawdę ładna, tylko jestem trochę zmęczona.
-Rozumiem - powiedział i przytulił mnie mocno. Odwzajemniłam uścisk. W jego ramionach czułam się bardzo bezpiecznie. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę dopóki Jack mnie nie puścił. - Pójdziemy coś zjeść? - zapytał gdy już się od siebie oderwaliśmy.
-Tak pewnie! - dopiero wtedy zauważyłam jak bardzo jestem głodna. Nie jadłam nic od 7 godzin! - Wejdziemy w drodze powrotnej do jakiegoś sklepu, trzeba kupić wszystkie podstawowe rzeczy. - dodałam przypominając sobie, że lodówka pewnie jest pusta, a poza tym nie zabrałam z domu takich rzeczy jak : szampon, żel pod prysznic  czy balsam do ciała.
-Okey, jest dopiero szesnasta więc powinniśmy zdążyć. To jak idziemy? - zapytał.
***
Jak się okazało Jack zabrał mnie do pizzeri. Nie było to zbyt romantyczne, ale z drugiej strony wcale mnie to nie zaskoczyło. Był przecież typowym Amerykaninem. Kochał FastFood. Ja osobiście do pizzy nic nie miałam, jednak nie wpisywałam jej na listę ulubionych dań.
-To jaką bierzemy? - zapytał wychylając się zza karty.
-Mi to w sumie obojętne, ale nie lubię mięsa więc jakąś wegetariańską. - powiedziałam, aby zaznaczyć, że nic typu ,,Mięsna uczta''albo ,,Wyżerka farmera nie wchodzi w grę''.
-To może ty weź ,,Neapolitańską'', a ja wezmę ,,Mięsną ucztę'' - wiedziałam. Nie zrezygnuje przecież z mięsa dla swojej dziewczyny. Z jednej strony mogłabym się obrazić jak te wszystkie panienki z komedii romantycznych, ale z drugiej strony zaproponował mi drugą pizzę więc  w czym problem?
-Niech będzie. - uśmiechnęłam się sztucznie, ale on zdawał się tego nie zauważać. Po trzydziestu minutach kelnerka przyniosła nam pizzę. Posiłek zjedliśmy w ciszy, ale może to i lepiej. Gdy już wyszliśmy była godzina siedemnasta trzydzieści, a Jack postanowił mnie zabrać na ,,romantyczny'' spacer po parku. Słońce co prawda jeszcze świeciło, ale zbliżało się już ku końcowi swojej codziennej wędrówki. Park do którego zaprowadził mnie Jack był bardzo duży. Schludnie posprzątane alejki z kamiennymi ścieżkami mogłyby tworzyć istny labirynt. Drzewa cicho szumiały tworząc piękna muzykę w akompaniamencie ptaków. Co prawda nie spotkaliśmy ani jednej osoby, ale ja i tak czułam się dziwnie skrępowana. Nie przywykłam do takich ,,wypadów''. Chociaż zależało mi na moim chłopaku i można powiedzieć, że na swój niecodzienny sposób go kochałam to nie mieliśmy zbyt dużo wspólnych tematów. Dopiero teraz zauważyłam, że przez ostatnie dni kiedy przygotowywaliśmy się na wyjazd w dość spiętej atmosferze, zbudowaliśmy między sobą pewien mur. Nie był on jakiś wielki i nie do pokonania, ale stanowił już pewną przeszkodę w kontaktach między nami. Nie to żebyśmy kiedyś mieli tysiące tematów do rozmów i rozmawiali całymi dniami, a potem nawet nocami płacąc niebotyczne rachunki za telefon. Wtedy myślałam, ze to normalne. Jednak teraz już wiem, że nie. Nagle Jack przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Nie było w tym tego niezwykłego smaczku co kiedyś. Teraz było to coś normalnego, rutyna. Oddałam pocałunek jednak po chwili odsunęłam się i powiedziałam coś czego na pewno nie powinno mówić się po czymś takim.
-Sklepy zamykają za 2 godziny, kochanie. - powiedziałam po czym lekko się zarumieniłam. Czy tylko ja uważam, że to nie był odpowiedni czas na takie ogłoszenie ? Brunet zlustrował mnie od góry do dołu po czym przytakną i ruszył w kierunku ulicy. Tuż za rogiem był całkiem spory sklep, jak ja to mam w zwyczaju mówić, ze wszystkim. Weszliśmy do niego i wpadliśmy w wir zakupów. Wypełniliśmy cały koszyk po brzegi, tymi i innymi ,,najpotrzebniejszymi rzeczami i kilkoma innymi które wcale nie było potrzebne ale ja je chciałam'' i ruszyliśmy do kasy.
-Należy się równe siedemdziesiąt pięć dolarów proszę Pana. - powiedziała kasjerka uważnie lustrując mojego chłopaka i robiąc przy tym maślane oczka. Wspomniałam o tym, że mnie kompletnie zignorowała? Nie? W takim razie powiem tak : kompletnie mnie zignorowała. Wyszliśmy ze sklepu z kilkoma siatkami które oczywiście prawie pękały.
-Mieszkamy dwieście metrów stąd. - oznajmił mój partner, co chyba miało oznaczać, ze idziemy na pieszo. Nie odpowiedziałam mu, byłam zbyt zajęta rozmyślaniem o moim, znaczy się naszym związku. Jack był przystojny i wysportowany. Krótkie włosy postawione na żel, opięta koszulka uwidaczniającą jego mięśnie na brzuchu, zniewalający uśmiech. Każda dziewczyna rozpływała się na jego widok, ja kiedyś też. Teraz jednak widziałam w nim także wady. Był zaborczy, czasami egoistyczny i co najgorsze szybko wpadał w gniew. Bywały i takie momenty w których się go bałam. Co prawda nigdy mnie nie uderzył, ale kiedyś prawie do tego doszło. Pamiętam ten dzień. To było w zeszłe wakacje. Mój kolega z podstawówki uczył mnie jeździć na koniu, a potem zaprosił mnie na herbatkę w rodzinnym gronie. Dobrze znałam jego i jego rodzinę. Przyjaźniłam się z nim od drugiej klasy podstawówki. Nagle do ich domu wpadł Jack. Niby panował nad nerwami, ale i tak było widać, że był nerwowy. Poprosił abym z nim wyszła. Doszliśmy w ciszy do jego domu. Nikogo nie było w środku. Brunet zatrzasnął drzwi i się zaczęło. Zrobił mi awanturę, że niby spędzam czas z innymi i na pewno go zdradzam. Kilak razy wyzwał mnie od : szmat, dziwek i innych takich ,,niezbyt cnotliwych'' po czym podszedł do mnie i chciał wymierzyć mi policzek, ale wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Po kilku dniach przeprosił mnie i zwalił wszytko na niepowodzenie w pracy, ja jednak wiedziałam, ze już nigdy nie będzie tak samo. Na samo wspomnienie felernego dnia zadrżałam. Właśnie wchodziliśmy do mieszkania. Jack zabrał się za rozpakowywanie różnych środków higienicznych, a ja gastronomicznych.
-Może obejrzymy dzisiaj jakiś film?! - krzyknął z łazienki.
-A co proponujesz?! - zapytałam równie głośno.
- Nie wiem w sumie. - odkrzyknął.
-Może kiedy indziej, dzisiaj jestem już bardzo zmęczona - powiedziałam stając w drzwiach łazienki.
-W takim razie zostawiam Cię samą w tej oto nowej łazience i pozwalam Ci się umyć - powiedział grobowym tonem.
-Dziękuję z taką możliwość, królu - odpowiedziałam po czym oboje się roześmialiśmy. Gdy już się umyłam od razu powędrowałam do łóżka, po kilkunastu minutach dołączył do mnie Jack. Ostanie słowa które usłyszałam brzmiały ,,DOBRANOC KOCHANIE''. Szkoda, że pobudka nie była równie miła.
***
-Wstawaj! Victoria wstawaj natychmiast! - usłyszałam gdzieś w oddali rozwścieczony głos mojego chłopaka. Po chwili poczułam jak ktoś lub coś ciągnie mnie za ramię, a moje plecy dotknęły zimnej ściany. Powoli otworzyłam oczy, a to co ujrzałam od razu z miejsca postawiło mnie na nogi. Rozwścieczony, doprowadzony do furii Jack stał i przyciskał mnie do ściany jedną ręką, a drugą trzymał swojego smartpohone'a.
-O co chodzi? - spytałam zlękniona. Przed oczami miałam sytuację z zeszłego roku.
-Ty się mnie pytasz o co chodzi?! To ja się Ciebie pytam, o co kurwa chodzi! - brunet był na prawdę zły. Wyciągnął w moją stronę rękę z telefonem i kazał mi przeczytać. W szarym dymku napisane było ,,Patrz stary! Nie wiem jak ty, ale ja się czegoś takiego nie spodziewałem!'', a w załączniku był 5 minutowy filmik. Wiedziałam co to nie musiałam tego otwierać.
-Ja Ci...Jack to nie tak! - zaczęłam się jąkać. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.To miało nigdy nie wyjść na światło dzienne.Nagle chłopak walnął mnie w twarz na tyle mocno, że upadłam obijając sobie kolana o zimną, drewniana podłogę.
-Ty dziwko! Wiedziałem, ze jesteś jedną z tych tanich kurewek! - wrzeszczał na mnie. Po chwili postanowił zadać mi koleją falę bólu, tym razem kopniakiem w żebra Jak mogłaś?! To obrzydliwe! - krzyczał stojąc nade mną.
-Jack to nie tak!- ledwo co łapałam powietrze-Ja wcale nie jestem...-przerwał mi brutalnym podniesieniem mnie za włosy.
-Kim wcale nie jesteś? No kim?! Może mi powiesz, że wcale nie jesteś szmatą? - przyciskał mnie do ściany, patrząc mi prosto w twarz.
-Nie, nie jestem. - powiedziałam przez płacz. Ledwo co łapałam oddech. Ból było ogromny. W pokoju panowała jeszcze ciemność.
-Kłamliwa suka!- wrzasnął po czym walnął mnie jeszcze raz w twarz. - Za godzinę ma Cie tu nie być! -dodał wychodząc z pokoju. Chciałam krzyknąć, że to nie tak, że ja wcale nie jestem dziwką, ale byłam zbyt obolała i znieczulona na cały świat.
***** 
Następny rozdział ukaże się : 1 Października 2015r. 

środa, 1 lipca 2015

Prolog

 ,,Wszyscy kiedyś umrzemy''
To zadziwiające że, koniec jednej rzeczy może być początkiem drugiej, wspanialszej ale za razem bardziej skomplikowanej. Nie do pojęcia jest to, że w momencie gdy myślimy, że tracimy wszytko otrzymujemy kolejny dar od losu. Małe ziarenko które będzie kiełkować i budzić się do życia na naszych oczach i kiedy wszytko będzie się waliło musimy myśleć tylko o nim, bo ono może być ostatnią dobrą rzeczą która nas spotka, ale najpierw musimy odpowiednio o nią zadbać. Ja osobiście uważam, że cierpienie, ból, rozstania i nagłe zwroty akcji są potrzebne w życiu tak samo jak miłość czy przyjaźń. To one sprawiają, iż dostrzegamy to co piękne i potęgują uczucie euforii. To one pozwalają na zauważenie najmniejszych promieni światła i szczęścia, bo przecież o wiele łatwiej jest dostrzec światło w ciemności. Nigdy nie myślałam, że moje życie okaże się tak ważne i będzie nieodłączną częścią życia kogoś takiego jak on. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, że będę stać i uśmiechać się na samą myśl o nim. To piękne i wypełniające mnie uczucie ludzie nazywają miłością. Ja własnie dzięki niemu wiem co to miłość, bo to nie tylko wspólne mieszkanie, całowanie się przy świetle księżyca czy chodzenie za rękę po parku. Miłość do zobowiązanie, obietnica być zawsze i wszędzie z tą jedyną osobą, nawet w trudnych chwilach. Miłość to wspólna żałoba i dzielenie trudów życia. Miłość to poczucie odpowiedzialności za drugą osobę. Miłość to ja i on. Szkoda tylko, że tak późno to zrozumiałam.