czwartek, 1 października 2015

Rozdział 2 ,,To takie nierozsądne''

Witam! Miło mi, że zdecydowałeś/aś wpaść tu ponownie i przeczytać drugi rozdział mojego opowiadania. Na wstępie powiem jedynie, że rozdział jest dość krótki ale nadrobię to ponieważ następny pojawi się trochę szybciej niż powinien (15 października). Miłego czytania!
*****

,,Nie zawsze to co będzie Ci się wydawało odpowiednie zaprowadzi Cię tam gdzie w gruncie rzeczy chcesz się znaleźć''
Spojrzałam na blok na przeciwko miejsca w którym usiadłam. Była godzina dwudziesta pierwsza, a mi było tak cholernie zimno, że nawet wolę tego nie wspominać. Padał deszcz, a pogoda z zeszłego dnia stała się wspomnieniem, tak samo jak światło się nim moje zeszłe życie. Miałam dziesięć dolarów  w kieszeni, jeansowy plecaczek z ubraniami oraz starego jak świat iPhone'a. Rozejrzałam się dookoła. Ulica zdawała się był pusta jedynie sklep jakieś sto metrów ode mnie świecił jasnym, zimnym, ledowym światłem. Podkuliłam nogi pod siebie i wbrew własnej woli zaczęłam płakać.
-Było tego nie robić. - szepnęła mi moja podświadomość, a ja nie potrafiłam jej zignorować. - Przecież nic złego nie zrobiłam. - szepnęłam sama do siebie. W gruncie rzeczy tak właśnie było. Nie zrobiłam niczego na tyle strasznego i poniżającego, żeby Jack wyrzucał mnie z domu. - Jasne, że zrobiłaś coś złego, kretynko. - ponownie szepnęłam do siebie, ponieważ uznałam, że  próby okłamywania samej siebie są żałosne. Byłam dziwką. Może nie w tym dokładnym i ukierunkowanym sensie o którym od razu każdy pomyśli, jednak dzięki temu wszystkiemu co zrobiłam i co teraz zrobił Jack, tak właśnie się czułam. Włożyłam głowę pomiędzy swoje kolana i jeszcze raz zapłakałam. Miałam ochotę wrzeszczeć i kopać, jednak cały gniew zostawiłam w środku. Byłam bezsilna i miałam na sobie wyrok śmierci.
-Może umrę jeszcze tej nocy zasztyletowana przez jakiegoś mężczyznę w czarnej kominiarce, a może pożyję jeszcze kilka miesięcy jako ,,pani do towarzystwa'' a jakimś obskurnym burdelu, do którego ktoś mnie porwie. -pomyślałam gorzko.Tak czy inaczej w tym momencie wszytko było mi obojętne.  W pewnej chwili ktoś dotknął mojego lewego ramienia na co, aż podskoczyłam gotowa do ucieczki i krzyczenia na całą ulicę, jednak owy ,,ktoś'' skutecznie mnie od tego powstrzymał mówiąc spokojne i krótkie ,,cśśś''.Do tej pory nie wiem czemu to mnie uspokoiło.  Spojrzałam na osobnika który przed chwilą o mało co nie przyprawił mnie o zawał serca. Był to szczupły aczkolwiek wysportowany, trochę ode mnie wyższy mężczyzna. Miał na sobie czarne rurki i rozpiętą skórzaną kurtkę z pod której widać było bluzkę z dziwnym znaczkiem, coś jak trójkąt tylko przedzielone na pół.
-Czego Pan ode mnie chce ? - zapytałam niezbyt grzecznie i zrobiłam dwa kroki w tył, tak na ,,wszelki wypadek'' . W odpowiedzi zobaczyłam tylko uśmiech na twarzy nieznajomego. Na pewno dopiero teraz zauważył jak byłam ubrana. Pewnie gdybym sama siebie zobaczyła też bym się roześmiała. Jeans'owe krótkie spodenki z wysokim stanem oraz biały croop-top a do tego białe vansy i tylko białe Vansy. - Odpowie mi Pan? - zapytałam denerwując się jeszcze bardziej. Nagle facet zrobił dwa kroki w przód tak, że teraz jego twarz oświetlała latarnia. Miałam ochotę przetrzeć oczy ze zdziwienia. Nie wiedziałam czy ja zwariowałam czy to może mi się śni, ale przede mną stał Jared Leto i lustrował mnie wzrokiem. Średniej długości brąz włosy z jasnymi końcówkami okalały jego twarz, a niebieskie jak ocean oczy wpatrywały się w moje drżące dłonie.
-Jak masz na imię? - zapytał. - Bo ja chyba nie muszę się przedstawiać. - dodał z uśmiechem.
-Cóż za pewność siebie - mruknęłam pod nosem, ale podejrzewam, że on i tak to usłyszał. Po chwili jednak dodałam. - Victoria. Victoria Catherine Moore. - ostanie słowa powiedziałam już pewnym głosem. Znałam młodszego z braci Leto zaledwie od kilku sekund, a już zdążyłam go znienawidzić do końca. Tak, dobrze słyszycie. Wcześniej też go nie lubiłam, głównie przez to, że ostatnio we wszystkich gazetach piszą o ich nowym albumie, a ja naprawdę nie rozumiem jego fenomenu! Mogłabym powiedzieć, że ewentualnie dwie, może trzy piosenki są ,,spoko'', a reszta jak na mój gust jest albo ,,do zniesienia'' albo ,,wyłącz to radio bo moje uszy protestują''. Nie wiem czemu, ale denerwowało mnie to zachwycanie się ich płytą do tego stopnia, że aż ich samych znielubiłam, poza tym ogólnie drażnili mnie sławni, zadufani w sobie ludzie.
-Nie chciałem żebyś to tak odebrała, po prostu widać było, że mnie poznałaś. - uśmiechną się w ten sam sposób co kilka minut temu.
-Tak czy inaczej było to z Pana strony, Panie Leto,  niegrzeczne. - powiedziałam zimnym tonem, na co on zaśmiał sie szczerym śmiechem.
-Proszę mówi mi Jared. - powiedział gdy skończył się śmiać.
-Wydaje mi się, że nie jesteśmy jeszcze na tym etapie znajomości. - mówiłam tym samym zimnym i obojętnym tonem. Czy tylko mi ta rozmowa wydawała się absurdalna? W ogóle czego on ode mnie chciał? - Mógłby mi Pan powiedzieć w końcu o co chodzi? - zapytałam zniecierpliwiona. Czy ja nie mogę nawet popłakać w samotności? Byłam zła, smutna, rozdrażniona i było mi zimno.
-Swoją drogą to tez nie jest zbyt uprzejme pytanie. - powiedział całkowicie ignorując sens tego właśnie pytania. - Jednak skoro nalegasz to Ci powiem. Chciałem zapytać co o tej porze robi tak młoda dziewczyna sama w takim miejscu.Tu nie jest zbyt bezpiecznie - ostatnie słowa powiedział przyciszonym głosem.
-Nie widać? Siedzę i zastanawiam się nad życiem. - odpowiedziałam sucho.
-Myślę, że lepszym wyjściem byłoby porozmyślanie nad nim w domu. - powiedział z uśmiechem. Na samą myśl o Jacku i o ,,domu'' zachciało mi się płakać. Czułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami jednak za wszelką cenę starałam się nie pozwolić im popłynąć.
-Oczywiście - powiedziałam z nutką kpiny - Bo ty masz dom. - dodałam nie mogąc powstrzymać jednej łzy która samotnie spłynęła po moim policzku, jednak ja szybko ja otarłam wierzchem ręki. ,,Pan Jared'' chyba zauważył co się dzieje bo powiedział już nieco poważniejszym głosem.
-Nie wyglądasz na bezdomną.
-Bo jestem nią od dzisiaj rano.  - odparłam patrząc się na swoje dłonie.
-Uciekłaś? - zapytał marszcząc brwi.
-Chłopak mnie wyrzucił. - powiedziałam. Nie wiem dlaczego mu się w tedy z tego zwierzyłam, ale poczułam się trochę lepiej i to chyba najważniejsze. - Pokłóciliśmy się i jakoś tak wyszło. - dodałam, a między nami zapadła niezręczna cisza. - Także ja już chyba pójdę i dziękuję za troskę. - powiedziałam łamiącym się od płaczu głosem. Co z tego, że to on tu przyszedł i to ja tu siedziałam. Poczułam, że taktownie było aby jedna ze stron już poszła a, że on się na to nie zbierał to ja postanowiłam ruszyć przed siebie. Los jednak postanowił zakpić sobie z moich planów, bo po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i odwraca przodem do siebie. Automatycznie wyrwałam rękę i odskoczyłam przypominając sobie zdarzenia z dzisiejszego poranka. Młodszy z barci Leto chyba tego nie zauważy, bo od razu zaczął coś mówić.
-Prześpij tą noc u mnie w domu. - wyrzucił z lekkim uśmiechem. Jego chyba ta sytuacja bawiła, ale mnie zdecydowanie nie było do śmiechu.
-Słucham? - zapytałam głupio. Musiałam się przesłyszeć. Czy jeden z najpopularniejszych gwiazd rocka właśnie zaproponował mi nocleg u siebie w w domu i czy to nie było trochę dwuznaczne?
-Czy nie chciałabyś przespać tej nocy u mnie w domu? - zapytał łagodnym tonem, a jego oczy spojrzały prosto w moje. Nie wiem dlaczego, ale przez moje ciało przeszedł wtedy jakiś dreszcz. Nie mogłam zaprzeczyć, że Jared ma piękne oczy. Duże, niebieskie, głębokie, a zarazem nie ukazujące emocji. Rozejrzałam się dokoła, a potem spojrzałam już wprost na niego. Czego on tak właściwie chciał? Odkąd gwiazdy Hollywood proponują nocleg bezdomnym? Czy tylko mi się wydawało, że jego propozycja ma drugie dno? Pewien podtekst, o którym wolałam nie myśleć.
- A kto by Ciebie chciał?- pomyślałam z kipnął. Jack nie raz w kłótni mi powiedział, że mam szczęście będąc z nim bo nawet ślepy by nie... A zresztą czy to takie ważne? -Ja, nie...-zaczęłam się jąkać. Nie wiedziałam co powiedzieć. Miałam do wyboru to, albo nocowanie na ławce w jakiejś niebezpiecznej dzielnicy. Nie wiem w ogóle czemu on mi to proponował. - Ja nie...-jednak nie dane mi było dokończyć bo po chwili brąz włosy mężczyzna mi przerwał.
-Nie bój się, nic Ci nie zrobię. - powiedział spokojnym tonem. Spojrzałam na niego niepewnie i lekko pokiwałam głową. Skoro tak mówi. Pewnie myślicie, ę byłam naiwna, ale ja po prostu byłam zagubiona i się bałam, cholernie się bałam.
-,,Raz się żyje'' - pomyślałam i spuściłam wzrok. Pomimo jego zapewnień i tak nie byłam pewna jego zamiarów, jednak wydawało mi się to rozsądniejsze niż nocowanie na ulicy.
-Chodź zaprowadzę Cię do samochodu. - powiedział i wskazał ruchem ręki abym poszła za nim. Przeszliśmy kawałek, do końca ulicy i tuż za zakrętem zobaczyłam czarnego Mercedesa klasy ,,S''. Jared jak gdyby nigdy nic otworzył mi przednie drzwi od strony pasażera i zaprosił mnie do środka. Niepewnie wsiadłam do niewątpliwie drogiego samochodu w którym nie czułam się zbyt swojo i położyłam mój plecaczek tuż przy nogach. Po chwili Jared usiadł za kierownicą i ruszył w stronę chyba najpopularniejszej dzielnicy w LA. Hollywood.
-Czemu właściwie to robisz? - zapytałam się nagle, nie do końca świadoma swoich słów. Zaczęłam nerwowo wystukiwać jakiś rytm palcami na swoim udzie.
-Bo lubię pomagać ludziom. - odpowiedział lakonicznie. Nie zdziwcie się na to co teraz napiszę, ale prychnęłam na te słowa. Brzmiały one jak wyjęte z jakiegoś taniego czasopisma modowego w których gwiazdki starają się zwrócić na siebie uwagę poprzez mówienie właśnie czegoś takiego.-Co Cię tak śmieszy?- zapytał marszcząc brwi.
-Nic, tylko ...To nie może być takie proste. - powiedziałam cicho.
-Może i jest. - uciął i włączył radio. Przez chwilę zastygłam w obawie, że może być jednym z tych artystów którzy słuchają własnych płyt w samochodzie, ale po chwili odetchnęłam z ulgą kiedy poleciały pierwsze słowa piosenki ,, Civil War'' Guns N' Roses . Młodszy Leto cicho nucił słowa piosenki i byłam prawie pewna, że ją lubi. Tak samo jak ja. Czy nie byłoby dziwnie gdybyśmy mieli ten sam gust muzyczny? Przecież to nie było możliwe. Gdyby tak było, to na pewno podobałaby mi się jego płyta, ich płyta.
-O czym ja myślę? - szepnęłam, przecież jedna piosenka nie jest dowodem na to, że lubimy to samo.
-Też się zastanawiam. - powiedział nagle Jared. Może mi się wydawało, a może to byłą rzeczywistość ale on chyba starał się rozładować napięcie między nami. Pominą chyba jednak jedną ważną rzecz. Okoliczności w jakich wsiadłam do tego samochodu.
 *****
-Już jesteśmy? - zapytałam gdy samochód stanął na podjeździe przed wielkim nowoczesnym domem. Rozejrzałam się dookoła i muszę przyznać, że aż się uśmiechnęłam. Na około domu był ogródek. Nie było w nim jakiejś specjalnej ilości roślin. Jedynie kilka drzew i altanka na samym środku po prawej. Była dość duża i cała biała tak samo jak dom, tylko z tym przeciwieństwem, że dom miał czarny dach.
-Tak już jesteśmy. - powiedział po czym wysiadł z samochodu, a ja nie myśląc za wiele zrobiłam to samo. W drodze do wielkich szklanych drzwi, najprawdopodobniej wejściowych, próbowałam rozejrzeć się, aby dostrzec szczegóły ogrodu jednak dwie latarnie zdawały się być zbyt małym źródłem światła aby cokolwiek dostrzec. Jared otworzył przede mną drzwi, a światło od razu się zapaliło.
*****
Następny rozdział ukaże się : 15 Października 2015r.