niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 3 ,,Nie ratuj mnie, chcę tak zostać''

Witam! Na początku chciałam strasznie przeprosić za to (aż) miesięczne spóźnienie. Miałam kłopoty z internetem, a potem z komputerem i jakoś to wszytko tak mi się zawaliło. Dziękuję wszytki którzy zaczekali i są tu teraz z nadzieją, że w końcu przeczytają moje wypociny. Co do treści tego i zeszłych rozdziałów. Z tego co widziałam w komentarzach niektórzy z was nie lubią głównej bohaterki, a ja szczerze mówiąc też bym jej nie lubiła (przynajmniej na razie), ale spokojnie wszystko się wyjaśni w następnych rozdziałach. Na razie mogę tylko powiedzieć, żebyście nie myśleli, że to opowiadanie będzie takie sielankowe jak się może wydawać ;)
******
Weszłam do domu przez szklane drzwi które otworzył mi Jared. Pierwszą rzeczą którą poczułam już na samym wejściu był delikatny różany zapach, który dotarł do mojego nosa z pierwszym oddechem który wzięłam  w domu Pana Leto. Pomieszczeniem do jakiego wkroczyliśmy najpierw był hol. Naprzeciwko rozciągały się szerokie białe schody pokryte ciemnoszarym dywanem. Z prawej strony mogłam dostrzec kuchnie połączoną z jadalnią, a z lewej pierwsze zarysy salonu i drzwi do jakiegoś pomieszczenia. Wnętrze było przyjemne i czyste. Nie chodzi nawet o to, że nigdy nie można było dostrzec ani grama kurzu, ale po prostu było minimalistyczne i przestronne co dawało wrażenie bezwzględnej czystości.
-Jest już dość późno. - powiedział Jared patrząc na swój niewątpliwe drogi zegarek na ręce. - Chcesz iść spać? - zapytał, a ja już miałam przytaknąć gdy nagle odezwał się mój żołądek. Zarumieniłam się lekko i spuściłam wzrok na nogi.
-Zdradziecki narząd - pomyślałam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Byłam trochę zakłopotana i było mi głupio. Miałam nadzieję, że Leto po prostu odpuści, albo nie zauważy i każe mi iść spać, a jego pytanie było retoryczne. Jednak zapomniałam o jego doskonałym muzycznym słuchu.
-Chcesz coś zjeść? - zapytał z ciepłym uśmiechem starając się odgadnąć moje myśli.
-Odezwij się kretynko! - wrzeszczała moja podświadomość, jednak ja nie potrafiłam powiedzieć ani słowa. Czułam się głupio i dziwnie za razem, oraz chciałam zniknąć gdzieś w tym wielkim domu, żeby pójść spać, a rano wrócić do smutnej rzeczywistości życia na ulicy.
-Ahhh...-westchnął. No tak, słynny wokalista wyciąga do mnie pomocną dłoń i pozwala mi, totalnie obcej dziewczynie, nocować u niego w domu, a ja nawet nie potrafię się do niego odezwać, ale czy trudno mi się dziwić.
-Raz się żyje- pomyślałam i wydobyłam z siebie osiem słów. - Jeżeli to nie żaden problem, proszę Pana. - powiedziałam cichym głosem patrząc na swoje nogi. W tym momencie dziury w moich białych Vans'ach wydawały się być niezwykle interesujące.
-Mówiłem, żebyś mówiła mi Jared-powiedział i zaczął kierować się w stronę kuchni, a ja domyśliłam się, że mam iść za nim. Zatrzymał się dopiero przy lodówce w kuchni, po czym odwrócił się do mnie. - Usiądź sobie. - powiedział wskazując na wysokie krzesło za ,,wyspą kuchenną''. Usiadłam niepewnie i czekałam na dalszy rozwój akcji. - Co chcesz ?  -zapytał nagle. Moje zakłopotanie sięgnęło zenitu. Co ja miałam mu powiedzieć? Co ja do cholery miałam powiedzieć siedząc w kuchni Jareda Leto?!
-Cokolwiek - rzuciłam zdobywając się na nikły uśmiech.
-Mogą być kanapki ? - zapytał odwzajemniając mój uśmiech.
-Oczywiście - odpowiedziałam lakonicznie. Po chwili na blacie przede mną stała wieża z kanapek z różnymi dodatkami, a ja nie wiedziałam czy to jest ten moment w którym mam zacząć jeść.
-Smacznego! - powiedział Jared siadając koło mnie i chwytając pierwszą kanapkę która była akurat z pomidorem i szynką. Przez chwilę zastanawiałam się jak on weganin mógł jeść szynkę, ale po chwili miałam ochotę pacnąć się w głowę. To musiała być szynka sojowa. Niewiele myśląc chwyciłam za pierwszą lepszą kanapkę która okazała się być z awokado i rzodkiewką. Po jakiś trzydziestu minutach kanapki zostały zjedzone, a ja byłam aż przejedzona. Leto włożył talerze do zmywarki i odwrócił się w moją stronę opierając ręce na blacie.
-Czy go w ogóle ta sytuacja nie onieśmiela? -zadałam sobie sama pytanie.
-Teraz chcesz iść spać? - zapytał.
-Mhmm. - mruknęłam siląc się na uśmiech. Leto ruszył w stronę schodów, a ja tuż za nim niczym wierny cień. Gdy byliśmy już na górze Jared wskazał mi drzwi po lewej na przeciwko schodów. Całe pierwsze piętro składało się głównie z drzwi, które najprawdopodobniej prowadziły do różnych sypialni i pokojów gościnnych. Bez słowa ruszyłam powolnym krokiem we wskazanym kierunku.
-A i jeszcze jedno - powiedział Leto po czym wręczył mi butelkę wody mineralnej, którą trzymał w ręce - jakby chciało Ci się pić w nocy. - dodał z uśmiechem i poszedł do drzwi po prawej stronie. - Dobranoc! - rzucił jeszcze tylko przed zamknięciem swoich drzwi. Ruszyłam szybko do ,,swojego pokoju'', a to co zobaczyłam w środku zbiło mnie z tropu. Pokój miał kremowe ściany i brązową drewnianą podłogę. Po lewej stronie stało dębowe łóżko z baldachimem, a po prawej stronie szafa i toaletka. Na przeciwko drzwi było wielkie okno z widokiem na Hollywood, a po jego lewej stronie stało lustro.Sypialnia mimo iż nie w moim guście wydawała się aż zachęcać do pozostania na dłużej. Podeszłam do okna, przechodząc po drodze przez jasnobeżowy dywan. Przed moimi oczami rozpościerał się bajeczny widok ,,miliardów świateł''. Miasto Aniołów. Tych upadłych i tych wznoszących się ponad wzgórza i tak popularny napis. Ponieważ gdy weszłam zapaliłam tylko małą lampę stojącą koło drzwi musiałam się dokładnie rozejrzeć po pokoju aby znaleźć drogę do łazienki. Okazało się, że drzwi było jakieś dwa metry od łóżka. Łazienka również była przyjemna dla oka. Kremowa z białymi, drewnianymi meblami, wanną, prysznicem oraz ze wszytki potrzebnymi do umycia się kosmetykami. Niepewnie spojrzałam w lustro, a moje odbicie mnie przeraziło. Siniaki pod oczami i suche usta, a do tego na całym moim ciele zaczynały pojawiać się siniaki. Szybko zakluczyłam drzwi i umyłam się dokładnie razem z włosami po czym ubrałam się w moją pseudo piżamę którą stanowiły szare, dresowe, krótkie spodenki i trochę za duża bluzka tego samego koloru. Złożyłam swoje rzeczy i wyszłam z pomieszczenia. Po drodze zajrzałam jeszcze tylko do swojego plecaczka aby włożyć swoje ubrania i wyjąć telefon. Udałam się w kierunku łóżka i weszłam pod kołdrę która pachniała różami podobnie jak reszta tego domu. Położyłam telefon na szafce nocnej i zamknęłam oczy próbując zasnąć. Jak się okazało nie była to taka łatwa sprawa.
*****
Następnego dnia rano obudziłam się około godziny ósmej rano. W pierwszym momencie gdy otworzyłam oczy w obcym łóżku bez Jacka doznałam chwilowego zatrzymania wszystkich czynności życiowych, jednak po chwili przypomniałam sobie cały wczorajszy dzień i opadłam na poduszki zakrywając twarz dłońmi. Moje życie było jakimś skończonym bagnem! Kiedy już wyrwałam się z miejsca w którym się dusiłam psychicznie i zamieszkałam z najważniejszą osobą na świecie wszytko musiało się nagle zawalić! A teraz?! Teraz leże na łóżku w domu Jareda Leto i kompletnie nie wiem co ze sobą zrobić. Chciałam płakać i krzyczeć, ale wiedziałam, że to nic nie da. Poczuła suchość w gardle i przypomniałam sobie, że pan Leto dał mi wczoraj butelkę wody, którą chwilę później odnalazłam na stoliku nocnym. Jak się okazało przyklejona była do niej karteczka z napisem ,,Jak się obudzisz zejdź na dół, na śniadanie.'' Wcześniej musiałam nie zauważyć kartki, ale i tak zrobiło mi się miło, że przed ponownym wylądowaniem na ulicy chociaż zjem śniadanie.  Szybko się ubrałam i wykonałam ,,jakiś tam'' makijaż po czym przelotnie popatrzałam w lustro. Czarne rurki z dziurami na kolanach i zwykła krótka biała bluza oraz rozpuszczane włosy. Niby dzień jak co dzień a jednak wszytko jest zupełnie inne. Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach do kuchni.
-Dzień dobry! - przywitałam się grzecznie.
-Dzień dobry. - odpowiedział Jared stojąc przy patelni i coś smażąc. Był ubrany w białą bluzkę z dużymi wycięciami po bokach i zwykłe szare dresy. Po kilku chwilach odwrócił się z w moja stronę z uśmiechem na twarzy i talerzem placuszków posypanych malinami. Jego niebieskie oczy spoczęły na mnie, lustrują mnie od góry do dołu. Znowu poczułam się nieswojo, jak intruz. W sumie to byłam intruzem. Poczułam, że pod spojrzeniem wokalisty zaczynam się rumienić i spuściłam wzrok na dłonie. - Siadaj - polecił mi Jared odwracając się z powrotem w stronę kuchenki i biorąc do reki dwa parujące kubki, jak się później okazało z kawą. Oboje usiedliśmy, a Jared po raz kolejny życzył mi ,,smacznego''. Po chwili jedzenia odłożył widelec i wyciągnął telefon, po czym z powrotem zaczął jeść posiłek. Po chwili zrozumiałam, że będziemy tak jeść w ciszy bo on najwyraźniej pisał z kimś SMS'y, tak więc ja również wyciągnęłam mój telefon i z nudów weszłam na jakąś stronę z wiadomościami i plotkami. Jako trzeci czy czwarty temat wyskoczyło mi ,,Czy Jared Leto ma nową dziewczynę? '' . Trochę mnie to rozbawiło ponieważ śmiesznie było czytać o kimś z kim  w tej chwili je się śniadanie.
-W domu z którego za chwilę będziesz musiała wyjść na ulicę - pomyślałam. To nie tak, że chciałam tu zostać, bo to było bardzo nie komfortowe tylko ja po prostu bałam się być ,,bezdomną''. Nie myśląc dłużej kliknęłam link i po chwili resztki mojej radości wyparowały i nie zostało po nich żadnego śladu. Tam było moje zdjęcie na którym wsiadam do samochodu Jareda! Spojrzałam na krótki opis który tak właściwie można było streścić w kilku słowach takich jak ,,Jared Leto ma nowa dziewczynę''. Spojrzałam na sam dół i zobaczyłam, że jest w internecie już piętnaście artykułów ,,podobnych'' . Miałam się ochotę rozpłakać. Zamiast tego jednak po prostu trwałam w ciszy patrząc na ekran telefonu i przewidując reakcje człowieka siedzącego koło mnie. Całkowicie obcego dla mnie człowieka. Po chwili młodszy z braci Leto spojrzał na mój telefon i głośno wypuścił powietrze, po czym wziął talerz na którym praktycznie nic już nie było i walnął go z trzaskiem do zlewu. Przeszedł koło mnie, aby następnie przejść prze kuchnie i zniknąć za winklem. Siedziałam przerażona na krześle i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Stwierdziłam, że im szybciej stąd zniknę tym lepiej dla mnie. Musiałam tylko poinformować Jareda, podziękować i przeprosić. Ruszyłam w stronę gdzie przed chwilą zniknął mężczyzna i po swojej prawej stronie ujrzałam niedomknięte drzwi prowadzące do ogrodu. Jared stał przy basenie i wyraźnie poirytowany robił coś na komórce. Podeszłam do niego, a on spojrzał na mnie lekko rozzłoszczonym wzrokiem. Miałam ochotę uciec z płaczem, ale uznałam, że to byłby szczyt tchórzostwa.
-Ja chciałam podziękować, że mi pomogłeś i przeprosić za to...- powiedziałam i spuściłam wzrok, ponieważ nie mogłam wytrzymać dłużej jego przenikliwego spojrzenia.
-Nigdzie nie idziesz. - powiedział stanowczo, a ja aż się przeraziłam. Dopadły mnie złe wspomnienia  i  nie mogłam nic poradzić na to, że bałam się takich sytuacji.
-Jak to? - zapytałam marszcząc brwi i nie dając po sobie poznać, że się przestraszyłam.
-Nie możesz teraz nigdzie iść, a tym bardziej włóczyć się po ulicach.  -powiedział nerwowy i podniósł dłoń prawdopodobnie po to aby wziąć swoje włosy do tyłu, jednak ja momentalnie odskoczyłam jak oparzona. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, jednak po chwili wrócił do przeglądania komórki. - Zostajesz tutaj, aż sprawa się nie wyjaśni. -dodał suchym tonem.
-Ale...-próbowałam wyjść z tej niezręcznej sytuacji.
-To postanowione. -przerwał. - Zaraz będzie tu mój brat. - dodał po chwili, jednak ja milczałam. Było mi głupio i czułam się winna bo przeze mnie ,,wielki'' Jared miał kłopoty, ale z drugiej strony było mi przykro z niewiadomego właściwie dla mnie powodu. Westchnęłam i usiadłam na leżaku nieopodal basenu. Mój mostek nagle mnie zabolał, ponieważ leki przeciwbólowe które wzięłam rano najprawdopodobniej przestały działać. Byłam cała posiniaczona, a nadgarstki paliły mnie żywym ogniem. Dzisiaj rano przestały być zaczerwienione ale za to zaczęły wyłazić na nich siniaki. Z każdą minutą coraz trudniej mi się oddychało więc postanowiłam udać się na górę i połknąć jeszcze jedną tabletkę przeciwbólowa. Szybko wstałam i skierowałam się w stronę domu. - Gdzie idziesz?! - krzyknął za mną Jared najprawdopodobniej myśląc, że chce wyjść z jego domu pod jego nie uwagę.
-Na górę - powiedziałam cicho, ale on i tak mnie usłyszał. Weszłam do mojego pokoju i od razu połknęłam tabletkę po czym rzuciłam się z płaczem na łóżko. Wszytko szło nie po mojej myśli. Wszytko się waliło i burzyło, a ja stałam na środku tego huraganu nie wiedząc co robić. Po około piętnastu minutach postanowiłam wstać i iść do łazienki umyć twarz i pomalować się jeszcze raz, a zaraz potem zejść na dół i porozmawiać z młodszym z barci Leto pomimo całego mojego zakłopotania. Gdy schodziłam po schodach usłyszałam głos Jareda i jeszcze jakiś inny. Najprawdopodobniej  jego brata, Shannona. Weszłam akurat gdy mówił starszy z braci, a tak właściwie krzyczał.
-Jared do cholery co ty narobiłeś? Kto to jest? Jakaś dziwka? - krzyczał w złości.
-Dobrze wiesz, że ja nigdy...-zaczął Jared jednak nie dane mu  było dokończyć ponieważ zobaczył mnie w progu kuchni. Po chwili wzrok Shanona również padł na moją osobę.
-A więc to ona? - zapytał na pozór zwykłym tonem, jednak mogłam zobaczyć, że patrzy na mnie jakby starał się sobie coś przypomnieć.
-Ona ma na imię Victoria. -powiedział chłodnym głosem młodszy z barci. Zdziwiło mnie to,ponieważ zabrzmiał tak jakby chciał mnie bronić przed swoim bratem.
-Dzień dobry. - przywitałam się niepewnie, a przez moją głowę przeleciało tysiące myśli.
-Hej. - burknął Shannon.
-Ja nie chciałam..-zaczęłam się tłumaczyć jednak Jared mi przerwał.
-To nie twoja wina. - powiedział.
-Brzmicie jak para z komedii romantycznych. - wtrącił Shannon ze znudzeniem wypisanym na twarzy. - A teraz możemy porozmawiać na osobności - dodał poirytowanym głosem zupełnie mnie olewając. Postanowiłam czym prędzej się wycofać i pójść do swojego pokoju.
*****
Około godziny siedemnastej postanowiłam zejść na dół i przejść się po ogrodzie. Cały dzień siedziałam w ,,moim'' pokoju i zastanawiałam się co teraz będzie. Jared wyraźnie powiedział, że nigdzie nie idę, a ja nie zamierzałam siedzieć przez następne godziny, dni albo jakieś inne jednostki czasu , sama w pokoju. Gdy przechodziłam przez kuchnię w  kierunku drzwi na taras zobaczyłam, że młodszy z braci Leto siedzi w jadalni i przegląda coś na laptopie. Postanowiłam go zignorować i iść dalej. Gdy doszłam już do upragnionego miejsca i miałam pociągnąć za klamkę usłyszałam głos właściciela tego domu.
-Gdzie idziesz? - krzyknął.
-Przejść się - odpowiedziałam trochę ciszej. Po moich słowach nie nastąpiło jednak nic oprócz głuchej ciszy. Wyszłam więc na taras i zeszłam po schodkach do ogrodu. Postanowiłam usiąść pod altanką. Gdy już tam byłam wyjęłam telefon i z nudów zaczęłam przeglądać internet. Było jeszcze jasno, ale słońce zbliżało się już ku końcowi swojej codziennej wędrówki.  Przesiedziałam tam równe trzy godziny nim zorientowałam się, że lepiej wracać do domu bo robi się ciemno. W tym samym momencie gdy zdecydowałam się wstać, usłyszałam dźwięk robionego zdjęcia, a gdy odwróciłam się w stronę dość wysokiego ogrodzenia zobaczyłam jak ktoś z niego zeskakuje, a potem ciche ,,ała''. Szczerze myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach i mi na pewno nigdy się  nie przydarzą, jak widać - myliłam się. Szybko zeszłam z altanki i pomaszerowałam do domu. Byłam nieco zdenerwowana i było to po mnie widać. Gdy przechodziłam koło kuchni poczułam zapach sosu pomidorowego i bazylii. Niezbyt chętnie musiałam przyznać, że byłam głodna i to bardzo.
-Przyjdziesz coś zaraz zjeść? - zapytał nagle Jared.
-Ymmm...Tak, pewnie. - powiedziałam nieco zmieszana. W jego towarzystwie i w ogóle w tym domu czułam się bardzo niepewnie. Poszłam szybko na górę, aby podłączyć telefon do ładowarki. Byłam lekko smutna ponieważ skończył mi się internet,  hasła do Wi-Fi niestety nie znałam, a Pana Leto nie miałam się zamiaru pytać. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że lepiej związać włosy w kitka. Jak pomyślałam tak zrobiłam i już po chwili schodziłam na dół wiedziona pięknym zapachem czegoś zapewne pysznego. Stanęłam między jadalnią, a kuchnia niezbyt pewna gdzie dalej iść.
-Usiądź przy stole, Shannon zaraz przyjedzie. - poinstruował mnie Jared.
-Mhm. - mruknęłam i usiadłam na krześle w jadalni. Po chwili zjawił się Jared z trzema talerzami wypełnionymi Spaghetti. Trochę mnie zdziwiło, że brunet też będzie z nami jadł, bo wydawało mi się, że wyszedł z domu kilka godzin temu. W momencie w którym młodszy Leto postawił przede mną talerz z makaronem usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach, a zaraz potem Shannon siedział przy stole naprzeciwko mnie.
-Smacznego - powiedział uśmiechnięty i zaczął jeść zanim Jared usiadł na swoim miejscu. Obaj Panowie zaczęli rozmawiać o koncertach które będą grać z okazji nowego albumu, a ja jeżeli się da poczułam się jeszcze bardziej nieswojo.
-Pojutrze  jest ognisko. - powiedział do swojego brata.
-Wiem, pamiętam. Kto tak właściwie przychodzi? - odpowiedział mu Shannon.
-Cała ekipa i jeszcze kilka innych znajomych. - rzucił Jared. Spojrzałam na swój talerz i miałam ochotę nagle zwrócić wszytko co miałam w żołądku. Jutro w tym domu pojawi się pełno osób których ja nie znam, a które uważają ludzi takich jak ja za margines społeczny, a na dodatek takich którzy, albo wieżą w to co pisza gazety i fora plotkarskie albo znają prawdziwą wersję, a ja nie wiem co gorsze. Młodszy z braci chyba zauważył, że tępo wpatruje się w talerz bo szturchną mnie lekko w ramie.
-Przedstawię Cię wszystkim, jako moją przyjaciółkę także się nie stresuj. - spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
 -Dla mojego spokoju psychicznego, Jared Leto okłamie swoich przyjaciół? - zapytałam samą siebie w myślach. - Dziękuję - powiedziałam cicho, ale i tak nie miałam ochoty dłużej tu siedzieć. - To było naprawdę dobre i dziękuje za...-tu się zawahałam-...za wszytko. - dokończyłam z lekkimi rumieńcami.
-Nie no króliczku, ty się chyba za bardzo wszystkim przejmujesz - powiedział Shannon z uśmiechem. - Wyluzuj trochę bo osiwiejesz jeszcze przed Jaredem - dodał z uśmiechem.
-Daj spokój, Shan - powiedział Jared patrząc na niego lekko rozzłoszczonym wzrokiem. - Chcesz już iść? - zwrócił się się tym razem do mnie.
-Yhm.
-To dobranoc. - powiedział z uśmiechem.
-Dobranoc. - odpowiedziałam, a gdy już wchodziłam po schodach usłyszałam głośne i wesołe ,,dobranoc'' od Shannona i mimowolnie się uśmiechnęłam. Shannon był przeciwieństwem swojego młodszego barta. Miał bardzo duże i szeroko pojęte poczucie humoru i potrafił rozładować każde napięcie, a Jared był taki jak go wszystkie media opisywały. Był perfekcjonistą w każdym tego słowa znaczeniu, a na dodatek był skryty, tajemniczy i nad wyraz poważny. To nie tak, że on nie miał poczucia humoru. Po prostu pojawiało się ono rzadko i było dość specyficzne. Pchnęłam drzwi od mojej tymczasowej sypialni i weszłam do środka. Szybko poszłam do łazienki wziąć prysznic, aby jak najszybciej móc iść spać. Gdy skierowałam się w stronę łóżka nagle zauważyłam, że ktoś jest w ogrodzie. Po ciemku podeszłam do okna i zaczęłam przyglądać się owej postaci. Był to Jared siedzący na jednym z leżaków rozmawiając przez telefon. Podczas rozmowy co chwila się uśmiechał i patrzył w jeden, tylko sobie znany, punkt. Zaczęło mnie zastanawiać z kim rozmawia.
-Może ze swoją dziewczyną? - spytałam sama siebie i nagle dziwne myśli przebiegły jak stado koni przez moją głowę - Jak ona zareagowała gdy zobaczyła ,,te'' zdjęcia w internecie? Czy była zła? Czy Jared musiał się tłumaczyć? Czy ktoś jeszcze zna prawdę? - w tamtej chwili poczułam strach i wyrzuty sumienia jednak po chwili skarciłam samą siebie. - Nawet nie wiesz czy on ma dziewczynę, a tym bardziej z kim rozmawia. - pomyślałam i jeszcze raz spojrzałam w dół. W tej samej chwili Jared spojrzał prosto na mnie jednak nie mógł mnie widzieć, bo przecież w pokoju było ciemno, tak więc najprawdopodobniej patrzał na moje okno  i uśmiechał się  jak głupi. Postanowiłam, że pora iść spać, bo zaczyna mi odbijać i tak też zrobiłam.
*****
Następnego dnia obudziłam się około godziny piątej i było pewne, że już nie zasnę. Całą noc dręczyły mnie koszmary i czarne wizje tego co będzie dalej. Szybko wstałam i poszłam wziąć orzeźwiający prysznic, który i tak niewiele pomógł. Gdy wyszłam z łazienki i usiadłam przed toaletką myślałam, że się przeżegnam. Moje oczy były całe opuchnięte, a sińce pod oczami przybrały kolor ciemnej śliwki. Szybko się pomalowałam i poszłam wyjąć ubrania z komody. Wybrałam jeansy w odcieniu ciemnego granatu i  czarny, lekko przyduży, luźny sweter. Skierowałam się w kierunku kuchni aby nalać sobie szklankę soku i zrobić kanapkę. Nie chciałam obudzić Jareda więc na palcach zeskakiwałam ze schodka na schodek. Gdy miałam już wchodzić do kuchni w mojej głowie zaczęły rodzić się pewne wątpliwości. - Czy niebieskooki nie będzie miał nic przeciwko temu, że otwieram jego lodówkę bez pytania, a na dodatek łażę po jego domu o piątej nad ranem? - szybko jednak odrzuciłam od siebie te wątpliwości gdyż nie robiłam przecież nic złego. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam Jareda siedzącego w kuchni z kawą i przeglądającego coś na laptopie.
-Ymmm...Dzień dobry.- przywitałam się dość niepewnie.
-Oooo! Cześć. - powiedział z nieco zdziwioną miną. - Nie spodziewałam się Ciebie tu tak wcześnie. -Obudziłem Cię? - dodał po chwili.
-Nie, nie. - zaprzeczyłam uśmiechając się. - Nie mogłam spać. - dodałam.
-Czemu? Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
-Poza tym, że mój chłopak wyrzucił mnie na ulicę, a teraz pomieszkuje u jednej z najpopularniejszych gwiazd Hollywood, a na dodatek kompletnie nie wiem co przyniesie jutro, to nic. - pomyślałam, a te słowa aż cisnęły mi się na usta. - Nie, czasami tak po prostu mam.
-Mhm. - mruknął niezbyt przekonany. - Chcesz kawy? - zapytał.
-Jeżeli to nie problem...
-Nie Victorio, to nie jest problem - westchnął - I uprzedzając pytanie które właśnie rodzi się w twojej głowie ty też nie jesteś żadnym problemem. - powiedział już nieco ostrzej, a ja aż znieruchomiałam na jego słowa. Czy on czytał mi w myślach? - Jesteś tu  bo ja tak chce i nie jesteś ani problemem, ani udręką, bo gdyby tak było to dawno już wylądowałabyś z powrotem na tamtej ulicy.  -dodał już nieco spokojniej. - Z mlekiem czy bez? - odezwał się po chwili czym już całkowicie zbił mnie z tropu.
-Z mlekiem. - powiedziałam patrząc się w jakiś blisko nieokreślony punkt na ścianie.Cały czas nie mogłam przestać myśleć o Shannonie. Nie wiem skąd ale byłam pewna, że gdzieś już go widziałam.
*****
-Wychodzę! - krzyknął Jared gdy siedziałam w kuchni popijając herbatę. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem gdy zakładał buty i brał kluczyki z półki na korytarzu. Czy on zamierzał zostawić mnie tu samą? Zamierzał zostawić obcą osobę, samą w jego domu? Nie bał się, że zwieje, czy coś? - Wrócę za kilka godzin!- dodał przechodząc przez drzwi po czym zamknął je z hukiem. Siedziałam tak wpatrując się w przestrzeń, aż nie stwierdziłam, że mój siniak na mostku daje o sobie znać. Poszłam do góry i wyjęłam z mojego plecaczka pudełko z tabletkami przeciwbólowymi. Otworzyłam je i jakie było moje zdziwienie gdy się okazało, że jest puste. Wyjęłam mój ostatni dziesięciodolarowy banknot z małej kieszonki i zeszłam z powrotem na dół. Musiałam wyjść na zewnątrz, łamiąc tym samym zasadę Leto pod tytułem ,,nigdzie nie idziesz'' i znaleźć jakąś aptekę w pobliżu. Niestety, drzwi były zamknięte, WSZYSTKIE DRZWI były zamknięte. Zrezygnowana i pozbawiona jakiejkolwiek drogi ucieczki udałam się na zwiedzanie domu. Zamiast skręcić na prawo do kuchni i jadalni, udałam się na lewo znajdując tym samym  przestronny salon . Na ścianie znajdował się wielki telewizor, a na środku stała szaro - czarna kanapa. Wszędzie wisiały rożne nagrody i dyplomy, a na półce koło telewizora zauważyłam całą kolekcje filmów. Od ,,Harre'go Potter'a'', przez ,,Tytanic'a'' do ,,Lśnienia''. W rogu stał też wielki fortepian, a pomiędzy telewizorem, a kanapą leżał czarny, puszysty, wyglądający na mięciutki, duży dywan. Na przeciwnej ścianie, zauważyłam dwie pary drzwi. Podeszłam do jednej z nich i szarpnęłam za klamkę jednak ta ani drgnęła, zrezygnowana podeszłam do drugich, ale sytuacja znowu się powtórzyła. Gdy szłam w stronę kuchni aby zrobić sobie zielonej herbaty zaczęło mi się strasznie kręcić w głowie, a siniak na mostu palił mnie żywym ogniem. Chwyciłam kubek w którym zamierzałam zaparzyć sobie napój i wrzuciłam do niego saszetkę z herbatą, po czym zalałam wrzątkiem i skierowałam się w stronę wyspy kuchennej. Nagle straciłam równowagę i jakby w zwolnionym tempie, nie mogąc ruszać, żadną z kończyn, ani krzyczeć zaczęłam spadać dół. Ostatnią rzeczą jaką usłyszałam był dźwięk tłuczonego szkła, a potem nastała ciemność.
*****
,, To już było, codziennie wieczorem,
składam ręce i proszę, już nigdy więcej.
Już nigdy więcej.
Spadam w przepaść,
nie mogąc się złapać krawędzi i na powierzchnię,
ostrożnie wdrapać.
Nigdy nie pamiętać o tych najgorszych,
od których kropel deszczu oczu bolących.
Nie opierać się otwartemu sercu,
które podepczesz gdzieś,
zawzięcie dążąc o celu.
Przecieram oczy, tak tu ciemno.
Nie wiem czy słyszysz te słowa Boże.
Milczę, chciałabym prosić o coś jeszcze,
zastanawiam się czy mogę i czy cokolwiek się spełni.
Wtedy pomyślę słyszałeś, nareszcie.
Jeszcze raz składam dłonie , teraz o najbliższych,
miej ich w opiece Dobry Boże.
Patrzę w ciemność.
Za tych wszystkich co cierpią, nie mogąc znaleźć sensu.
Życia niech szukają we własnym wnętrzu.
Wszytko, zamykam się w sobie chcąc zasnąć,
ale coś mi nie pozwala, te myśli z których człowiek się nie łatwo wyzwala.
Cisza, czasami kiedy czuję się samotna,
modlę się do Ciebie i nie czuję się już taka najgorsza. ''
*****
- Victoria! Victoria obudź się! - słyszałam słowa powracające jak natrętna mucha. Uchyliłam lekko oczy, ale światło mnie poraziło więc od razu je zamknęłam. Druga próba okazała się być bardziej trafna, więc już po chwili zobaczyłam twarz nachylającego się nade mną Jareda. Wzięłam głębszy oddech, ale prawie od razu tego pożałowałam. Ból rozprzestrzenił się po całej mojej klatce piersiowej powodując stłumiony jęk i zwinięcie się w kłębek, co z kolei spowodowało kolejne fale bólu i łzy w oczach. - Ej Victoria co Ci jest?- zapytał spokojnie, jednak ja nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Spojrzał na miejsce gdzie moje ręce się krzyżowały i delikatnie przesunął mnie tak abym leżała na plecach, po czym chwycił moje dłonie które kurczowo zaciskałam na mostku i  odsunął je na boki. Z moich oczu poleciała jedna łza, ja zacisnęłam zęby, i próbowałam się nie ruszać, aby nie sprawiać sobie samej więcej bólu. Podwinął mój sweter tak aby widzieć żebra i ich okolice, a kiedy jego wzrok spoczął na moim mostku usłyszałam tylko ciche ,,O Boże '', a chwilę później Jared wyjął telefon dzwoniąc, najprawdopodobniej, do szpitala, jednak ja nie mogłam nic usłyszeć, bo zwinęłam się z powrotem i zaczęłam cicho płakać. Ból był straszny. Przeszywał całe moje ciało i nie pozwalał brać spokojnych oddechów. Nagle poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce, co spowodowało trochę niepotrzebnego bólu i wchodzi po schodach na górę. Po chwili do moich nozdrzy dotarł zapach który tak dobrze znałam i przez ostatnie dni zdążyłam polubić. Zapach pościeli w moim pokoju. Jared odłożył mnie na miękkie łóżko i usiadł na brzegu, głaszcząc mnie po ramieniu i uspokajając. - Cicho, nie płacz już. Za chwilę będzie lekarz i da Ci tabletki przeciwbólowe, no cichutko...- nie wiem czemu, ale jego słowa jakoś dziwnie mnie uspokajały i zagłuszały ból. Było w nich tyle ciepła i dobroci, że miałam ochotę go przytulić.
-O czym ty myślisz Victoria! - zganiłam samą siebie w myślach,a w tym samym momencie moich uszu dobiegł dzwonek do drzwi.
-Pójdę otworzyć. - powiedział młodszy z braci Leto, a ja mogłam tylko usłyszeć jak szybko zbiega po schodach. Gdy lekarz już dokładnie mnie obejrzał poprosił Jareda na ,,słówko'' po czym wyszli a mojego pokoju, jednak ja i tak słyszałam ich stłumione głosy.
-Na szczęście nie ma bardzo niebezpiecznych obrażeń. Jedno żebro jest lekko pęknięte, ale poza tym nic nie wskazuje na coś poważniejszego. Nie musi jechać do szpitala. - po tych słowach zupełnie się wyłączyłam. Kilka minut wcześniej podano mi leki przeciw bólowe i chyba usypiające bo poczułam jak moje ciało ogarnia upragniony sen.
*****
Następny rozdział ukaże się 01.12.15.

4 komentarze:

  1. Muszę wyjaśnić parę kwestii :)
    Pierwsze, drugie i trzecie primo naraz: dziękuję za komentarz u siebie (oczywiście zostawiłam też standardowo odpowiedź); oczywiście, że czytam, ale nie zawsze komentuję, bo albo nie wiem, co mam pisać, albo zwyczajnie brakuje mi czasu. Studiuję za granicą, co sprawia, że muszę poświęcać więcej czasu na naukę, za co przepraszam; muszę też ogarniać wszystko, co dzieje się dookoła i niestety nie należy to do rzeczy najłatwiejszych.
    A teraz co do rozdziału: jak można jeść kanapki pół godziny będąc głodnym? Trzebaby je chyba przeżuwać całą wieczność. I drobiazg ode mnie: szynka sojowa jest paskudna, ani smaku, ani konsystencji to nie ma (tak, jestem wegetarianką i wiem, co mówię). Nie rozumiem motywów Jareda, Shannon tutaj jest jak jakaś jędza, no i strasznie brakowało mi jakiegoś opisu domu. Wiem, że chodzi o Lab, ale... za mało opisów. Za mało! Mi brakuje opisów, tobie dramatów życiowych i jesteśmy kwita.
    I jeszcze coś: nawet jeśli Jared miałby (ma?) dziewczynę w tym samym czasie, co pomaga Victorii... to co ją to interesuje?
    Na sam koniec: pęknięte żebra nie bolą bólem śmiertelnym, o ile nie wbijają się w płuca. Przy kaszlu, śmiechu i intensywnym oddychaniu tak - ale nie w leżeniu, co trochę nie pasuje z punktu widzenia medycyny. Dodam też moją standardową radę: znajdź betę, która będzie zerkała na rozdziały. Jest sporo błędów interpunkcyjnych, literówek, no i złych zapisów ortograficznych - dobra beta to usunie, czasem też nawet doradzi :)
    Przepraszam za czepianie się, jeśli tak to zabrzmiało. Nie robię tego celowo, staram się być jak najbardziej obiektywna, ponieważ wiem, że komentarz z uwagami zawsze działa na autora lepiej, niż słodzenie i powtarzanie tego samego.

    Pozdrawiam,
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od dawna wiem, że muszę znalesc bete ale jestem nie ogarnięta życiowo wiec proszę o wyrozumiałość :) Co do opisu domu to jestem strasznie cienka we wplatanie opisów w treść tak na ,,raz", zazwyczaj jest tak, że w każdym rozdziale coś i w końcu to się jakoś układa w całość ;) Co do Shannona to on w tym opowiadaniu będzie takim, może nie czarnym charakterem, ale będzie ,,dolewał oliwy do ognia" w niektórych sytuacjach (ot taki tam mój pomysł) :) U mnie tak jest (chociaż staram się to leczyć ), że lubię jak coś jest szyte grubymi nićmi dramatu i często na tym polegam, ale mam nadzieje, że tym razem to udźwignę ;) Co do Jareda i jego ,,niewiadomo czy istniejącej dziewczyny" to ja bym coś miała na jej miejscu do ,,laski" która mieszka w domu z moim ,,facetem" ale o tym już w następnych rozdziałach (bo nie wiadomo nawet czy owa jest) ♡♡♡

      Usuń
    2. Przepraszam, jeśli to nie najlepsze miejsce na reklamy (jeśli usuniesz komentarz, nie obrażę się) - zapraszam na kolejny rozdział :D

      Usuń
  2. Kurde czemu ja mam takie zastoje i w ogóle zawsze sto lat za wszystkim? To się chyba nigdy nie zmieni :D no cóż, odcinek przeczytałam już bardzo dawno temu, chyba kilka dni po tym jak go dodałaś, potem zapomniałam o tym, żeby napisać kilka słów od siebie i jakoś tak wyszło. Niestety, no ale jestem!
    To słodkie, że Jared jej pomaga, niech robi to dalej, ale jestem ciekawa co z tego wyniknie. Pewnie jakiś romans... Oh wait, romans to jakby był żonaty z 5 dzieci. Może on ma dziewczynę, kurde niech ją ma, należy mu się ona i to bardzo:) a Victoria nie wiem, trochę się czuje jak kula u nogi, ale wydaje mi się, że to musi się zmienić. Jeżeli o mnie chodzi to mogłaś opisać ich dom jakoś bardziej, bo ja jako dziecko pracy i wiecznego braku czasu nie oglądam Vytów i nie wiem jak ich chata wygląda :x jezzz, Shannon to Shannon, choć jestem ciekawa co wyniknie z tego ogniska i jak Jared się zachowa, bo w końcu ma być przyjaciółką jego, ale wzięła się tak trochę z dupy:D co do ostatniego, to nie wiem jak wygląda ból żeber, bo nie miałam okazji i dzięki Bogu, ale szkoda mi jej, odzywają się źle zrośnięte kości. Mam nadzieje, że wszystko się wyjaśni :)
    Pozdrawiam Xoxox

    OdpowiedzUsuń